Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jakośztejkrainyzimy,gdziewszystkowydawałosięobce
iniezrozumiałe,nawetniebo.
Wkońcupopadliwjakieśbeznadziejneodrętwienie,
któretymróżniłosięodsnu,żeaninamomentniepozwa-
lałozapomniećozimnieigłodzie.Nadsamotnąskałązno-
wuwzmógłsięwiatr,zawodzącprzeciąglewszczelinach
izałomach;chwilamiteodgłosyprzypominałypłaczalbo
diabelskichichot.Obrosłeprzezdzieńszronembluzytaja-
łyteraz,poplecachspływałyswędzącestrużkiwilgoci.
Trzęślisięnaprzemianizastygaliwbezruchu,odliczając
czasdobrzasku,poktórymniemogliprzecieżobiecywać
sobieniczegolepszego.
OOO
Szuflaocknąłsięzpółsennegootępienia,gdypoczuł
mocneuszczypnięciewucho.
–Łapyprzysobie!–warknął.
–Cicho!–syknąłKarotenostrzegawczo.–Słyszałeśto?
Wstrzymałoddech,alezzewnątrzdobiegałytylkonie-
ustannepoświsty,cojakiśczaskamiennyszaniecdrżał
podmocniejszymuderzeniemwichury.
Miałjużzamiarobsobaczyćkolegę,gdynagledosły-
szałskrzypnięcieśnieguprzedwejściemdojaskini,izno-
wu,apochwiliciszyjakiśinnyodgłos,któryniepokojąco
przypominałwęszenie.
–Zwierzę,itoduże…–tchnąłKarotenbojaźliwym
szeptem.–Chybawleźliśmymudolegowiska.
Byłojużzapóźnonaucieczkę,wszelkiegwałtowne
działaniamogłytylkopogorszyćsprawę.Podciągnęlisto-
py,wsparlisięplecamioskałęichłonącszerokootwarty-
mioczamiciemność,oczekiwalinieuniknionego.
30