Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Zniknął–zakomunikowałponuro.
Rudzielecwciągnąłwpłucaświeżepowietrze,które
napływałoodstronyprzewężenia.
–Toświetnie!Pryskajmy,zanimwróci.
–Niemówięo…–zająknąłsię–otymczymś.Chodzi
oPawiana.
Karotennatychmiastnaczworakachobszedłcałąpie-
czaręwpłonnejnadziei,żeoszołomionykolegaodsunął
sięnocągdzieśnabok,abywyciągnąćsięwygodniej.Na-
trafiłpalcaminajegozmiętąchusteczkędonosa,niepo-
zostałoponimnicwięcej.
–Myślisz,żetabestiago…–Zabrakłomuodwagi,że-
bydokończyćpytanie.
Szuflanieodpowiedział;opadłnakolanairuszył
dowyjścia.Karotenpospieszyłzanim,raniącdłonie
naostrychkamieniachzalegającychpodłoże.Niechciał
spędzićtutajsamotnienawetsekundy.
Uwylotugardzielizalałaichjasność,bielśnieguażkłu-
ławoczy.Czystegobłękituniebaniemąciłnajmniejszy
choćbyobłoczek.Nawschodziedźwigałasięsłonecznaku-
la,stwarzajączłudzenieciepła.Musieliodczekaćjakiśczas,
nimźreniceprzywykłyniecodotakiegonadmiarublasku,
agdywreszcieotarliłzyirozejrzelisię,mrugajączaczer-
wienionymipowiekami,dostrzeglinaśniegudwasznury
tropów,którerozchodziłysięodskaływprzeciwnychkie-
runkach.
Szerokiełapyzdelikatnymzarysembłonyczyfałdy
skórnejpomiędzytrzemapalcamiwcalenieodcisnęłysię
takmocno,jakwskazywałbynatociężarzwierzęcia.
OwieległębszedziurywygniotłybutyPawiana,którysta-
wiałbardzonierównekroki,częstopodpierającsięalbo
padając.
32