Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
SklepikzzabawkamiRW2010Sklepikzzabawkami
-Popatrz-mawiałnaprzykład,podnoszącwzrokznadrozebranejpozytywki.-Potrzebuję
dwóchtakichkółekzębatych,takiejśrubkiiblaszkitakiejwielkości,żebyuzupełnićbrakujący
ząbekwgrzebieniu.
Chowałemwszystkieelementydokieszeni,sklepikarzdawałmitrochędrobnychzmetalowej
kasetkiiruszałemwdrogę.OdwiedzałemskładyzartykułamiżelaznymiwpodziemiachplacuJana
Pawła,wzrujnowanychhalachprzyTęczowejalbo-wnajgorszymrazie-wstarymbunkrzeprzy
tejdziwacznej,sterczącejwniebolokomotywie.Szukałemtakdługo,znalazłemdokładnieto,
ocoprosiłpanKawka.
WokolicyKołłątajamieszkałoniewielubogatychludzi,więcklientelęmieliśmyskromną
-przychodziłygłówniedzieciakibezpieniędzy,którechciałynapatrzyćsięnatewszystkie
niesamowitości.Mójpracodawcaokazałsięciepłym,dobrodusznymczłowiekiem:podczasgdy
większośćhandlarzyczymprędzejprzepędzałapodobnychwyrostków,onpozwalałimpobawićsię
zabawkamizpółek,uczyłzasadgierplanszowych,kunaszejucieszepopisywałsiękarcianymi
sztuczkami.Wtakichsytuacjachmiałemzazadaniedopilnować,abyzabawkiprzypadkiemnie
opuściłysklepuiżebynieuległyuszkodzeniu.
Naefektynietrzebabyłodługoczekać:naszlokalstałsięjednymzpunktówspotkań
okolicznejdzieciarni,awieścionimprędkorozprzestrzeniałysiępoWrocławiu.Wtydzieńpo
otwarciupojawiłsiępierwszypoważnyklientiponamyślenabyłlalkędlanajmłodszejcórki.
Zapłaciłsiedemnaściezłotych.
-Siedemnaściezłotych!-ekscytowałemsię.-Kawałmamony!Mamywięcejtakichcennych
fantów?
PanKawkaześmiechemzacząłwskazywaćzabawki,którewartebyłyznaczniewięcej.
-Pozatymniezarobiliśmysiedemnastuzłotych,Tadeuszu-dodał.-Tylkotrzynaście.
Wyliczył,ilekosztowałagopodniszczonalalka,którąkupiłwniedużejosadziepod
Rawiczem,orazmateriałypotrzebne,żebydoprowadzićdopierwotnegostanu:żywica
syntetyczna,farby,klej...nawetolejwlampie,którywypaliłwtrakciepracynadprzywróceniem
zabawcedawnejurody.Byłbardzodokładny.Późniejopowiedziałmioparuinnychprzedmiotach
wswojejkolekcji,otym,jakokreślacenęorazilekosztowałogozdobycieichlubrenowacja.
Podejrzewam,żetajednarozmowadałamiwięcejniżwszystkieniedzielewszkółcepastora
Ebnerarazemwzięte.
***
Mijałytygodnie.PrzezWrocławprzetoczyłasięfalamorderczychupałów,późniejnadeszłyburze
ideszcze.Zanimwróciłyciepłe,słonecznednibyłajużpołowasierpnia.Któregoświeczora
wybrałemsięnadOdrę,popatrzećnaplantację.Zielonepióropuszekiwałysięnadścianąwiotkich,
tyczkowatychłodyg,wiatrniósłzesobązapachrzekiispecyficzną,mocnąwońkonopi.Zbliżałsię
czaszbiorów.
Wracałemdomojegoblokujużpozmroku.Wokółpanowałaciszaiprzechodzącobokdrzwi
sklepu,usłyszałemdobiegającezwnętrzagłosy.
-Jeślijestwmieście,znajdęgo-powiedziałktoś.-Aletobędziekosztować.
-Ile?
-Stówę.
-Dobrze.-DrugigłosnależałdoKawki.-Jestemgotówzaakceptowaćtakąkwotę.
Zamurowałomnie.Stozłotych?!
Usłyszałemkrokiiczymprędzejczmychnąłemwmrok.Otworzyłysiędrzwi,słabeświatło
nakręcanejlampyrozlałosiępobetonowejrampie.Mężczyznawskórzanejkurtcewyszedłprzed
7