Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
AMELIA
Czujęulgę,kiedypunktualnieojedenastejdosali
wchodzipaniNina.Wjasnejbluzceilnianychspodniach
witamnieswoimbiałymuśmiechem.Przynajmniejona
wnositujakiśpowiewradości.
Dzieńdobry.Jaksiędziśmasz?pytaiprzysuwasobie
drewnianekrzesło,naktórymsiada.
Nielepiejniżwczoraj.Wzruszamramionami.
Poznałamdziśchłopaka,tegozdrugiegosamochodu.
Onteżjestpanipacjentem?
Nie.Jakprzebiegłospotkanie?
Okropnie!Stwierdził,żetowszystkomojawina.
Icowtedyczułaś?
Byłamzła,kiedypowiedział,żewjechałamwprost
naniego,jakbymzpremedytacjąchciałagozabić.Nigdy
bymczegośtakiegoniezrobiła.Janawetgonieznam.
Aonuparcietwierdzi,żeponoszęodpowiedzialnośćzato,
cosięstało.Naprawdęwolałabym,żebytegowypadku
niebyłoiżebymwszystkopamiętała.Jestemteraz
wmartwympunkcie.
Rozumiem.Więconrównieżbyłzły.Czytenwypadek
wpłynąłjakośtakżenajegożycie?
Niewiem…Ztego,comówił,tochybatak.Jestjakimś
skoczkiem.Prasaonimpiszeniewygodnerzeczy.
Słyszałaśonimwcześniej?
Nie.Nigdy.Przynajmniejwtymokresie,który