Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
praktykantkiorazłomotaniedodrzwi,poczułdopływenergii.Następne
minutyniezdarnej,choćprzemyślnejucieczkiAndrzejaKrzyckiego
dobrzemożnabyzilustrowaćsłynnąscenązForestaGumpa:chłopiec
znogamiuwięzionymiwdeszczułkachkoślawouciekaprzed
prześladowcamiizkażdymkrokiemjegoruchystająsiępłynniejsze,
corazszybszeiszybsze,wreszciepędzijakszalony,zostawiając
zasobąnietylkopościg,aleicałeswojeokropnekalectwo.
Run,Krzycki,run.Kiedyznalazłsięnadrugimpiętrze,skręcił
wwąskikorytarzykiwpółmrokuprzemierzałgozrękamiopartymi
ościany,naprzemianidącibiegnąc.Krewzaczynałakrążyćszybciej
iszybciej,oliwiączastanewszpitalnymbezruchukolana.Zkażdym
ruchemnabierałsił,araczejprzybywałomuwiary,żenabierasił,
ponieważtakdziałaadrenalinapodczasucieczki.Skręciłwboczny
korytarzyk,jeszczewęższyodpoprzedniego,minąłkolejnodrzwi
znapisem„Księgowość”oraz„ZakładowyZwiązekZawodowy”i„Z-
caDyrektora”,poczymdotarłdonastępnychschodów.Zbiegając,
spróbowałprzeskoczyćdwastopnienaraz.Udałosię.Znowusięudało.
Ilerazyjeszcze?Nieważne.Biegnij,Krzycki,biegnij.
Tylnegowyjścianasłużbowyparkingszpitalapilnowałportier.
Andrzejzdążyłtylkopomyśleć,żegdybybyłnajegomiejscu
izobaczyłfacetawgranatowejkoszulceizeszmacianymplecakiem
naramionach,wziąłbygozaspóźnionegopracownikaadministracji
alboszpitalnychzwiązkówzawodowych.Niezwalniającwięckroku,
uniósłprawądłońizuśmiechempowiedział:
Jużmnieniema!Dobranocpanu!
Portieromiótłgoobojętnymspojrzeniemiwróciłdooglądania
karnychnakanalesportowym.Krzyckizulgąstwierdził,żeżaden
alarmniewyje.Jeszczenie.WewszystkichdyżurkachPolskisiedzą
terazgrubawifacecizpuszkamipiwapodblatemioglądająkarne
nakanalesportowym.
Naparkingupanowałpiwnicznypółmrok.Oszołomiony
gwałtownościąostatnichminutiobolałyodnadwyrężania
schorowanegociała,wpierwszejchwiliichniezauważył.Rozglądał
sięniepewnie,gdynaglezciemnościwyskoczyłonaniegocośdużego