Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
niewinnychibezgrzesznych,tylkotacy,którzyswoichgrzechównie
widzą.
Zaoknem,dostojnierozkołysany,przepłynąłdługaśnypatyk,powoli
kręcącsięwokółwłasnejosijakrożendopieczeniabarana.Bałyś,sam
jesteśbaranimrożnem.Kidiabełciępodkusił,żebywpojedynkę
rzucaćsięzgołymipięściaminauzbrojonąpozębysłupskąmafię
zestojącymnaczelemaniakiemhistorycznychrekonstrukcji,
organizowanychwsceneriiponiemieckichbunkrów?Równiedobrze
mogłeśpodnieśćklapęwogródkuinaprostychnogachwskoczyć
doszamba.Takbyłobynawetlepiej.Szybciej.Imetaforabardziej
plastyczna.Podobnowszambienajpierwtracisięprzytomnośćzbraku
tlenu,adopieropóźniejsiętonie.Tonietakźle.Takźleitak
niedobrze...Niedobrzemi...Dobrzemitak...Takmiźle...
Nachwilęodjechał.Nagle,nistąd,nizowąd,poczułzapachwłosów
Dominiki,jejulubionegoszamponuoniemożliwejdozapamiętania
francuskiejnazwie,brzoskwiniowejskórynakarku,płynu
dozmiękczaniatkanin,wktórymuprałarozpiętąbluzkę...Przełknął
ślinę.Nie,żadneszambo.Ratujsię.Trzyrazywciągnąłgłęboko
powietrze,liczącnaulgę,któranienadeszła.Zapachnasilałsię,coraz
bardziejchemicznyinieprzyjemny,doszczypaniawnosie.Bałyś
kichnąłiwtedyodzyskałwzrok.Dominikatubyła.Najegokichnięcie
odwróciłasię,ukazującwykrzywionązwściekłościtwarz.Spróbował
sięzasłonić,aleniemiałjak,ipoczułpiekącybólpoliczka.Uderzyła
ponownie,ijeszczeraz.Chciałnaniąspojrzeć,jednakniemógł.Jego
oczybyłyjakbyzaklejone.Nie,nieodzyskałwzroku,totylkodrobna
modyfikacjanieprzytomności.
Plask!Czwartyraz.
Hej,żołnierzu!Pobudka!
Uniósłżelaznepokrywypowiekiprzeszyłgobolesnydreszcz.
JednaknieDominika,tylkoszambo.Aściślejrzeczbiorąc,Kała
zszamba.Czytenfacetzdawałsobiesprawęzbrutalnejszczerości
swegonazwiska?
Nieśpij,boprzegapiszwyzwolenie!