Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naoddzialerehabilitacyjnymWojewódzkiegoSzpitala
SpecjalistycznegowSłupsku.Niebyłoczasunazabawy.Złapałsukę
zaobrożęispróbowałwyciągnąćzauta.Warknęłaostrzegawczo.
Lala,chodźrozkazałapółgłosemkobietawzielonymswetrze,
jednakpiesanidrgnął.
Drzwitylnegowyjściaotwarłysięiwprogustanąłstróż.Cośwołał.
JeszczeminutazwłokiiKrzyckiniewyjedzieprzezzablokowaną
bramę.Wsiadłiuruchomiłsilnik.
Jedziesznawłasnąodpowiedzialnośćmruknąłpółgłosem.
Lalaodwróciłakuniemułebigłośnomlasnęła.Tomogłoznaczyć
„okej”.Więcejdotematuniewracali.
Wyjechaliwciemność,któranaPomorzuzapadaniespiesznie
iprzezdługiegodzinysmużyjeszczetuiówdzieniepewnąszarością.
Samochodynasygnalenadjeżdżałyodcentrum,więcskręciliwlewo
ibocznądrogąprzezzagajnikwydostalisięzamiasto.Wśródpól
poczulisiępewniej.Zanimimiastooddalałosięzeswojąelektryczną
nerwowością,przednimirozpościerałysiępolaiłąkizkonstelacją
czerwonychlampzdobiącychgondoleturbinwiatrowych.Andrzej
spojrzałwbocznelusterko.Niktichnieścigał.Wziąłgłębokiwdech
ipomasowałdłoniąkark.Całatagroteska,udawanieiludzkanędza
zostawałyzaplecamijakzbędnybalast.Rozwłóczonepodrodze
powoliginęłypochłanianeprzezwszechobecnączerń.Mógłdziałać
bezskrępowaniaiposwojemu.Nareszciesam.Spojrzałwprawo
ipogładziłLalępokarku.No,prawiesam.
Wjeżdżaliwciemność.Kryminałmógłsięzacząć.
7
Wtakąpogodębiałystolikogrodowyprzedsklepemzwyklebyłpusty,
więcpaniLucynazaciekawiłasięsiedzącymtamchłopakiem.Niebo
zakrywałychmury,zimnywiatrturlałpoplacuplastikowąbutelkę
pomineralnej.Chłopakniewyglądałnawczasowicza,jeślijuż,
toraczejnajednegoztychwłóczykijów,którzynawakacjeuciekają