Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wzdychającciężko,Marioparłasięobarek.
Mamczekać.Widoczniewszyscydzwonią.
NiebieskieoczyRowanapociemniałyzfrustracji.
Ciekawe,ktowpadłnapomysłzorganizowania
konferencjiotejporzerokumruknął.Tojakieś
szaleństwo.
Przynajmniejwtejsprawiesięzgadzamy.
MariobserwowałaRowana;zdzieckiemnarękach
byłjeszczebardziejseksownyniżzwykle.Dlawłasnego
dobraskierowaławzroknaokno,zaktórymrozciągał
sięwidoknaprzystrojoneświąteczniejachtyipromy
wporcie.
Otak,wyraźnieczułosięatmosferęświąt.Tam,gdzie
mieszkałjejojciec,BożegoNarodzenianieobchodzono
takhucznie.Coinnegonatychwyspach,którebyły
dawnąkoloniąportugals.
OdkądMarisięusamodzielniła,śwtaprzestymieć
dlaniejznaczenie,jednakto,żerodzicporzucadziecko
właśniewtymokresie,wydałojejsięczymśszczególnie
tragicznym.Poczułasilnepragnienie,bywziąć
niemowlęnaręce,aleniemiałazdziećmi
doświadczenia.Anużsprawimuból?Nie,małejjest
lepiejzRowanem.
Zakląłpodnosem.Mariobróciłasięzdziwiona.
Cosięstało?spytała,zakrywającmikrofon.
Niemiałaśracji,mamanieprzyniosłamałejzsobą
dopracy.Pomachałkartką.Zobacz,coznalazłem.
ZtelefonemprzyuchuMariusiadłaoboknakanapie.
List?
Tak.Matkadzieckaukryłamałąwwózku,którymiał
trafićdomojegopokoju.Podałjejlistnapisany