Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
–Bardzodobratazupa.Wezmęjutrodopracy.
–Sebastian,wkładającdoustłyżkę,zatrzymałwzrok
namojejtwarzy.–Denerwujeszsięczymś?
–Magdamniedzisiajprzycisnęłazterminem.Może
todlatego.–Wzruszyłemodniechceniaramionami.
Rzeczywiściekremwyszedłmibardzodobry.Może
trochęzagęsty.
–Jakmaszsięznowuspinać,weźtoolej.
–Sebastianowiwydawałosiętoproste,bonie
powiedziałemmuozaliczce,którąjużwziąłem,żeby
spłacićkartykredytowe.–Awogóletodużojeszcze
masz?
–Noniestetysporo,alemożepójdziemiszybciej,jak
spotkamsięzMarcinem.–Niechciałomisięjuż
kontynuowaćtegotematuprzykolacji.Zaczynałemsię
czućfrajersko.Najlepszewyjścietozmianawątku.
Niekonieczniesubtelna.–AjakuKacpra?
–Spoko,znowukogośpoznałichcenassobie
przedstawić.–Sebastianpodniósłdwarazybrwidogóry
iuśmiechnąłsiępodnosem.–Taponoćjestwyjątkowa.
–Jakkażda,którąnamprzedstawia–zaśmiałemsię.
Kiedywłożyłemnaczyniadozmywarki,niztego,
nizowegozachciałomisięspać.„Nadmiernasenność
jestobjawemwielugroźnychchorób”–mawiałamatka.
Jednakniebyłemchory,tylkopoprostuobżarty.