Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wracajączpracy,SebastiankupiłnaSadybiedrożdżówki
zporzeczkamiijeszczesięnimidopchaliśmypozupie.
Byłypyszne!
Zokienłazienkimożnabyłodostrzecwoddali
gabinetMarcina.Wspiąłemsięnapalceizauważyłem
światłoprześwitująceprzezzaciągniętezasłony.„Pewnie
jeszczepracuje”pomyślałem.Wszedłemnajegokonto
naFacebooku.Aktywnypięćgodzintemu.Hmmm…
Zszedłemnadół.Sebastianleżałprzedtelewizorem,
Róziaobokniego,aBadoprzykanapie.AnitaWerner
zapraszałana
Fakty
,awdomupachniałojesieniozimą:
dynią,cynamonemigoździkami.Itrochęwilgotnymi
psami.
Chodźdonas.Sebastianuśmiechnąłsięipodniósł
zapraszającoleweramię.
Bardzochcę,bardzo,bardzo,alemuszęwyskoczyć
chociażnagodzinę.Zrobiłemsmutnąminę.Niechciało
misięwychodzićzdomu.
Wiem.Leć,nigdziesięnieruszamy.Niemusimy
pracowaćponocy.
Mimożestałemjużtyłem,wciążmiałemwoczach
tenjegozaczepnyuśmieszek.
Idącdosąsiada,niezabierałemzesobąwina.Niemiało
tosensu,bonawetgdywydałempewnegorazudwie
stówkinanajdroższegoshiraza,jakiegoznalazłem,Marcin
taktoskomentował:„Kurde,niewiem,czytosięprzyda
Agnieszcechociażdogotowania”.Niebyłprzytym
oczywiściewyniosłyanizłośliwy.Każdymajakiegoś
bzika,każdyjakieśhobbyma.Wziąłempaczkęorzeszków