Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Córkapowiedziałacośdoniegoponiemiecku,
nacowesołokiwnąłgłową,awszyscysięroześmieli.
–Coonamupowiedziała?–zapytałam.
–Żebysprowadziłjeszczekaczki;aledoprawdy,jeśli
więcejosóbprzyjdzie,tosięudusimy.Jużterazpowietrze
byłoparneprzedburzą,atugromadaludzi
wprzemoczonychubraniach!Poprostujesteśmyjak
właźni.
Spytałam,czybyniemożnabyłoodwiedzićpani
Scherer.
Mójprzyjacieludałsiędocórkizprośbąopozwolenie
odwiedzeniajejmatki,poczymzaraznaszaproszono
dosaloniku,bardzomałego,alejasnego,zwidokiem
naNeckarę.Posadzkabyłaświecącaimocno
wywoskowana,wąskiewysokielustra,odbijającewidok
rzeki,białyporcelanowypieczestarodawnymi
mosiężnymiozdobami,kanapakrytautrechtem[1]
zestołemstojącymprzedniąnawłóczkowym,ręcznie
wyszywanymdywaniku,wazonzesztucznymikwiatami
stojącynastole,stanowiłyumeblowanie.Przysaloniku
tymbyłaalkowa,wktórejnałóżkuleżałasparaliżowana
żonamłynarza,robiącpończochę.
Przyjacielmójprowadziłzgospodyniąrozmowę
wjęzykudlamnieniezrozumiałym,jazaśrozglądałamsię
wokołoiujrzałamwciemnymkącikupokojuobraz,
któregoprzedtemniespostrzegłam.
Byłtoportretnadzwyczajpięknejmłodejdziewczyny,
widocznieześredniegostanu,owyrazietaksubtelnej
wrażliwości,iżodczuwałosięprawie,żeraziłjąśmiały
wzrokmalarza,zjakimsięwniąwpatrywał.Ubiórjej
wskazywał,iżmusiałabyćmalowanawdrugiejpołowie
zeszłegowieku.
–Proszę–rzekłam,korzystajączchwilowejprzerwy