Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Stogodzinwtrzydzieścirazy
JózefaWilkoniaodwiedziłamtrzydzieścidwarazy.Spotykaliśmy
sięwpiątkilubponiedziałkiwsamopołudnie.DoZalesiaDolnego
jechałamnajpierwmetrem,potemautobusempodmiejskim,ana
końcumniejwięcejkilometrszłampieszo.Furtkaidrzwi
wejściowezawszebyłyotwarte,amistrzjużczekałnamnie
wkuchni.Bywało,żetrafiałamwsamśrodektowarzyskiej
posiadówki:kilkaosób,śledzie,wódeczka,bawarka,potemzupa
idrugiedanie.Goście,czującsięjakusiebiewdomu,zajmowali
sięsobąiczęstowłączalidorozmowy.
Pewnegorazulatemspotkałamgowogrodzie,gdzienadzorował
pakowanieswoichwielkichzwierzątdociężarówki,araz,jesienią,
zastałamgowpracowninagórzekończyłwłaśnieilustracje
doksiążkioWieliczce.Kilkakrotniesiedzieliśmyirozmawialiśmy
przyjegozawalonymrysunkamiifarbamibiurku,czasem
spacerowaliśmypoogrodzie,oglądającdrzewaikwiaty,lub
siedzieliśmynabiałychplastikowychkrzesłachprzedletnią
pracownią,grzejącsięwsłońcu.Jedliśmyobiadyprzyrządzane
przezpaniąHalinkę,piliśmykawę(rozpuszczalnązmlekiem
icukremlubespresso),nakoniecpanJózefmówiłczasami:
„Dobrze,żeprzyjechałaśautobusem,tomożemystrzelić
pojednym”.Zbarkuwyciągałwielkiekrośnieńskiekielichy
inalewałnamwina,rękanigdymuprzytymniezadrżała.Parę
razyzałapałamsięnatransportdoWarszawyzkierowcą,Stefanem
odwoziłmistrzadobankuwPiasecznie,dodentystylub
naspotkaniewrestauracji.NatakieokazjeJózefWilkońwkłada
eleganckipłaszcz,rybackączapeczkęzamienianaczarnykapelusz,
zabieradrewnianąlaskęzakończonąsrebrnąrączką.Chodziszybko
jaknaswójwiek,mówigłośno,apodekscytowanynawetkrzyczy.
Aekscytujesięczęsto:atodobrązupąalboogniemwkominku,
atotym,żemuwyszłajakaśrzeźba,alboanegdotązczasów
studenckich.KiedymłodszaodniegooparęlatpaniHalinka
narzeka,żestarośćnieradość,każejejnatychmiastprzestać
ipodniesionymgłosempowtarza,żeinnimajągorzejiniebędzie
tegosłuchał.Potrafiteżsiarczyściezakląć.Energiąmógłby