Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
Gdyotworzyłamoczy,byłojeszczecałkiemciemno.
Poduszkabyłalepkaiwilgotna.Miałamkrwotokznosa.
Wgłowiesłyszałamkrzyk,któryzawszepojawiałsię,gdy
wracaływspomnienia.Popatrzyłamnazegarek.Spałam
prawieczterygodzinybezbudzeniasię.Tonajwięcej
wtymtygodniu.Jestpostęp.
Czasamisposóbdziałaniaurzędów,firmczyróżnych
instytucjiwydajesięniezmienny,niepodatny
naunowocześnienia,odpornynazachodzącewszędzie
naświecienaturalneprzemianyzwiązanezcyklemżycia
iśmierci.Takimmiejscem,nieskończeniestatecznym
isztywnymwswychzasadach,byłdotejporyWydział
KryminalnyKomendyStołecznejPolicji.Takzawsze
myślałotymmiejscupodkomisarzRobertLew,takie
samozdaniemieliwszyscyinnifunkcjonariusze,którzy
przezostatnieparędziesiątlatprzewinęlisięprzez
tekorytarze.Gdypodkomisarzwróciłdopracywpolicji,
niemógłuwierzyć,jakzmieniłosiętomiejsce,odkąd
dyrektoremzostałajegobyłażona,KamilaJaskóła.Nie
chodziłotylkoonajbardziejwidocznezmianydotyczące
wyglądupomieszczeń.Totebardziejsubtelne,dotyczące
głębszejtkanki,sposobu,wjakiwszystkoterazdziałało,
byłynajbardziejznamienne.Lewwidziałjużwcześniej
próbywprowadzaniawiększychlubmniejszych
modyfikacjiwwydziale.Niektórzynowidyrektorzy
skupialisięnawymianiesprzętubiurowegolubkupowali
nowetablice,naktórychmożnabyłocośzapisaćalbo
przypiąć.Dobrysprzętpomagał,itonawetbardzo,ale
samegosposobupracyniezmieniał.Czasamipojawiały
sięteżjakieśniewykorzystanefundusze.Przychodził
rozkazzgóryitakiepieniądzetrzebabyłonatychmiast
wykorzystać,bowprzeciwnymrazienietylkoprzepadną,
lecztakżewpłynąnazmniejszenieprzyszłorocznego