Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
iaptecznymimiksturami,przeznaczonymidonacierania
izawierającymisporądawkęspirytusu.Ichoczymiałytępywyraz
oszołomienia,charakterystycznydlaludziżyjącychpodgołymniebem
iźleodżywionych.
—Dzieńdobry—bąknąłzaskoczonyWyatt.
—Dlakogodobry,dlategodobry.Tosięjeszczeokaże—mruknął
jedenzdrabów.Długie,białejakśnieg,aletłusteipotarganewłosy
spadałymunatwarzspodwielkiegorondazniszczonegofilcowego
kapelusza.Nawidocznejwpłomieniachogniskabladejjakrybibrzuch
twarzywyrastałaogromnasiwabroda,którejpozazdrościćmógłby
muniejedenbiblijnyprorok.Ubranybyłwczerwonąwełnianąkoszulę,
mocnowyświechtanąipodarte,drelichowespodnieoniedającymsię
określićkolorze.—Lepiejzmiatajstądwpodskokach,gnojku,zanim
staniecisięcośzłego—dodał,zaniósłszysięgwałtownymkaszlem.
—Towolnykrajimogęrobić,comisiępodoba—zaprotestował
Earp.—Awłaśniemamochotętrochęsobietutajpostać.
—Jakciękopnęwdupę,tozarazsięprzekonasz,cotozawolny
kraj—powiedziałzgroźnymbłyskiemwokuwłaścicielsiwejbrody.
—Jużciętuniema!
—Zostawchłopakawspokoju,Fred—wtrąciłsięinnyobdartus.
Patrzącnatwarztegoczłowieka,trudnobyłookreślićjegowiek.
Szczupłaosmaganawiatremisłońcemtwarzpokrytabyła
zmarszczkami,alewielkieniebieskieoczymiałyciepły,młodzieńczy
blask.—Co,nawiałeśzdomu?—zwróciłsiędoWyatta.
—Taksięzłożyło—przyznałchłopiec.
—Wiem,możeszdalejniemówić—uśmiechnąłsięprzyjaźniejego
obrońca,doktóregopozostalizwracalisięper„Sock”(skarpeta).
—Ojciecpijakirozrabiaka,matkakurwa,porzuciłacięjeszcze
wdzieciństwie,albocośwtymrodzaju.Znamytehistorienapamięć.
—Mojamatkawcaleniejestkurwą—oburzyłsięWyatt—aojciec
pijakiem.Obydwojetopoważniiszanowaniludzie.Tataprowadzi
sklepwmiasteczkuijestsędziąpokoju.
—Notocotakipaniczykjakty,robitutajsamotejporze?
—zdumiałsięwłóczykijoniebieskichoczach.
—JadędoOttumwa.
—DoOttumwa?
—Cowtymtakiegodziwnego?Tysiąceludzipodróżująkażdego
rokudoOttumwa.
—Iwtymceludałeśnogęzdomu?
—Chcęwstąpićdowojska.