Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
patrzeć.Wiedział,żednodolinywyściełatrawawciągle
jeszczeszmaragdowymodcieniuzieleni,żeśrodkiem
płyniepotok,któryzależnieodporydniaipogody
połyskujetosrebrnym,toołowianymodbiciemnieba,
tylkowyjątkowoprzyjmująckolorpruskiegobłękitu.Wolał
tegojednakniesprawdzać,nasamąmyślospojrzeniu
wdółtrzęsłysięmukolana.
Dlategoteżnieodrazuzauważył,żezgłębidoliny
nadchodzijakaśkobietaikrzyczy:
Hanka!Hanusia!
Drgnąłiodruchowospuściłwzrok,apotemobjął
kurczowojedenzfilarówrusztowaniaizamknąłoczy.
ZnałHanusię,ajakże,wszyscytuznali.Mieszkała
wchałupiewSkałkach,nadrugimkońcuwąwozu.Śliczna
byłajakzobrazka!Ciemnewłosy,oczyjakwęgle,jasna
karnacja,którapoupalnymlecieprzybrałapięknyzłoty
kolor…Takpoprawdzie,toMatkaBoska,którąmalował,
miałacośzjejrysów.Odtygodniastarałsięwswoim
obrazieoddaćmłodośćiświeżość,jakimiHanusiateraz
tryskała,alecotylkoMaryja,jedynazewszystkich
kobietZiemi,zachowałanazawsze,nacałąwieczność.
Dochodzącezdołuuporczywenawoływaniecałkiem
wytrąciłogozrównowagi.„Czemujejstrażenie
odprawią?”,pomyślałzniecierpliwiony.
Wtejchwilizgrotywyszłodwóchbrodatychmężczyzn
wczamarachspiętychskórzanymipasami.
Pochwalony!
Nawiekiwieków!
Czemutakkrzyczycie?
Córkisukom.Niewidzieliście,wielmożnipanowie,moi
Hanusi?
Nie.
Nie?Chliyblowasychzołniyrzyniesło,jak