Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wyjątkowego.
Najbardziejjednakspodobałymisięprzestronnewerandy,które
okazałysięidealnedorelaksunaświeżympowietrzu,azwłaszcza
docieszeniasięletnimiwieczorami.Choćnamakurattrafiłsięduży
balkonnapierwszympiętrze,zktóregomamyniezływidoknaokolicę
ioceanoraznadjeżdżającegozkońcaulicydostawcęgazet,który
rzucałnasząprasówkęwszędzie,tylkoniepoddrzwi.
Kiedytuzamieszkaliśmy,gazetyrozwoziłnajstarszysyn
Johnsonów,apóźniejjegomłodszybrat,któregoBennazywałRączka,
bo,jaktwierdził,miałondwieleweręce.Tejwiosnyzastąpił
gonajmłodszyJohnson.Jeździlitymsamymrowerem,jakbykolejno
zniegowyrastaliiprzekazywaligosobiewrazzcałyminwentarzem
ilistąobowiązków.Bezwzględunawiekrzucalijednakdokładnietak
samo,więcszybkosięzorientowałam,żebrakcelamożebyćich
rodzinnącechą.
Jaksiędomyślacie,biorącpoduwagę,żedużoczasuspędzałam
naboiskuidośćdużowiedziałamnatematrzucania,doprowadzało
mnietodoszału.
Benczasamiobserwowałichzbalkonupodczasśniadań,które
wweekendyjadaliśmywspólnie,irzucałtekstywstylu:„O!Tym
razemniewybiłnamokna.Nyla,skarbie,słyszysz?Mia,idzie
mucorazlepiej,możeweźmieszgododrużyny?”.
Tobyłojegospecyficznepoczuciehumoru.Zawsze,gdytomówił,
byłśmiertelniepoważny.Dopieropokilkulatachzrozumiałam,
żetoironia.
Takczyinaczej,mimożeprawiekażdegodniatęskniłamzaAtlantą,
zatatąizawspólnymoglądaniemmeczów,okazałosię,żewCape
Maywcaleniejesttakźleiżemożepoprostutakmiałobyć.
Wspominałam,żezapowiadałosiępięknelato?Rzeczywiścietakie
byłotylkoniespodziewałamsię,jakwjegoczasiezmienisięcałe
mojeżycie.
Mamamiałaobsesję.
Niewiem,czytodobresłowo,alejakinaczejnazwaćto,żecodziennie
budziłamnieoósmejrano,bezwzględunato,czybyłtośrodek
tygodnia,czyweekend?Porannepobudkitakbardzoweszły