Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Popogrzebiewróciliśmydonaszychbaraków,gdzie
pomisjiwBrazyliikilkażołnierskichłóżekopustoszało,
ależyciewkomandoriiZakonuŚwiętegoJerzego
toczyłosiędalejswoimtorem.Nicszczególnegosięnie
działoprzezrównytydzień,aósmegodniaTristan
ijazostaliśmywezwanidoporucznikaGabriela
Martina.
Siadajcie,chłopcy.Wskazałkrzesłaustawione
przedbiurkiem.Usiedliśmywięcobaj,jasztywnyjak
kołek,ponieważobolałeżebranadalmiałemowinięte
bandażem,iwbiliśmywzrokwporucznika,dziarskiego
krępegomężczyznęociemnychwłosach
przyprószonychsiwiznąirównieciemnychoczach,
którychspojrzeniewzależnościodnastrojubyłoczy
tolodowate,czytobardzopogodne,choćuśmiechałsię
niezwyklerzadko.Pokój,wktórymsięznajdowaliśmy,
byłniewielki,umeblowanybardzoskromnie,ponieważ
standardyZakonuniedopuszczałyżadnych
ekstrawagancji.Niemniejjednakwtympokojubyły
dwaakcentyosobiste.Naścianiezabiurkiemwisiała
czerwonaskórazdartazpierwszegosmoka,którypadł
zrękiporucznika,takżerękojeśćceremonialnego
mieczazrobionabyłazwypolerowanejkościtegoż
smoka.
Martinzająłswojemiejscezabiurkiem,rozciągając
wąskiewargiwczymś,coodziwopodobnebyło
douśmiechu.
TristanieSt.Anthony,GarrecieXavierzeSebastianie
Trzebaprzyznać,żeostatniowspominasięowas
bardzoczęsto,itoniebezpowodu.Jarównież
chciałbymzłożyćwamgratulacjezpowoduznakomitej