Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
krucyfiksemmnieprzeżegna.Niemogłamjednak
odmówić.Blubluśzałatwiłmirozmowękilkatygodni
wcześniej.Przecieżniemógłprzewidzieć,żesprawysię
takpo​to​czą,anie​ste​tyżyćtrze​ba.Ja​kośtrze​ba.
Łzyponownienapłynęłymidooczunamyśl
opogrzebie.Zrobiłamkilkagłębokichwdechów
iwydechów.Zawszewiedziałam,żezpowietrzemżyje
sięłatwiejiterazteżsiętosprawdzało.Skręciłam
wprawo,zachwilęwlewoifaktycznieprzedemną
woddalipojawiłsięokazałybudynekzczerwonejcegły.
Tomogłabyćszkoła.Amojestopyjużtakprzemokły,
żezachwilęzpewnościązacznęszczękaćzębami.Stanę
sięcie​ka​wymobiek​temob​ser​wa​cjidlady​rek​tor​ki.
Akurattrwałalekcja,więcspokojniemogłamprzejść
korytarzem.Ścianypomalowanenapistacjowodawały
poczuciespokoju,gdzieniegdzietylkodumnie
prezentowałysięgablotyzpucharami.Podłogadawno
temuzostaławyłożonagumoleumnieudolnieudającym
parkiet.Obejrzałamsiętylkozasiebie,byzobaczyć,
jakiepozostawiamnaniejślady.Naichwidok
uśmiechnęłamsięlekko,bowyglądało,jakbymwłaśnie
wyszławbutachspodprysznica.Woźnamniezachwilę
prze​go​niszma​tą.
Gabinetdyrektorkiodnalazłambeztrudu.Poprostu
odkądprzekroczyłamprógszkoły,szłamkorytarzem
przedsiebie.Tożwiadomasprawa,żejeżeliwszystkie
drogiprowadządoRzymu,towszkolewszystkie
ko​ry​ta​rzewio​dądody​rek​cji.
Dzieńdobrypowiedziałamodrazupowejściu
dosekretariatu.Przedstawiłamsięiautomatycznie
zostałampoproszonadogabinetu.Zawahałamsięprzed
zrobieniemkrokunapięknączerwonąwykładzinę,
bożeśladyzrobię,topewne.Alemożetoczerwonecudo
wchłonietrochęwodyzmoichstóp?Cośzachichotało
wmojejrozczochranejłepetynie,anatwarzypojawiłsię
lek​kiuśmiech.
Dyrektorkaprzywitałasięoficjalnie,zgodnie
zpiastowanymstanowiskiem.Wskazałamimiejsce
podrugiejstroniebiurkaijużzupełnienieurzędowo