Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Naprawdę?zapytałzkwaśnąminą.
Naprawdę.
Wtakimstroju?
Eviespojrzałaposwoimkolorowymkombinezonie.
Nocóż,niezależnieodtego,jakbymsięubrała,dla
koniugacjiczasownikówniematowiększegoznaczenia,
panieDane.
Wyglądapaniraczejjakjednaztychzwariowanych
studentek...
Dziękujępanu.Obdarzyłagonajbardziej
czarującymuśmiechem,udając,żewłaśnieusłyszała
cośbardzomiłego.Konieczniemusiałatemunadętemu
milionerowizagraćnanosie.Wmoimwiekumiło
usłyszećcośtakiego.
Niezamierzałemprawićpanikomplementów.
Zadziwiamniepan...Ajasądziłam,żezpańskimi
zdolnościamidyplomatycznymikroczypanprzezżycie,
nieustanniepodbijającniewieścieserca.
Wyrazjegooczujednoznacznieświadczyłotym,
żerozważasenswypowiedzianychprzezniąsłów
izastanawiasię,czyprzypadkiemniemiałatobyć
bezczelnakpina.
Mały,zimnyprysznicdobrzemuzrobi,pomyślała
Evie.
Ilemapanilat?zapytałgrubiańsko.
Wystarczającodużo,abynietolerowaćkrzyków
ipohukiwań.
Dobrze,jużdobrzespuściłztonu.Może
rzeczywiściebyłemzbytporywczyizbytpochopnie
paniąoceniłem.Zacznijmyzatemjeszczeraz.
Spojrzałananiegozadziwiona.Temufacetowitak