Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ciepłobuchająceodkominka,wktórymstrzelały
szczapy.
–Biednedziewczątko–utyskiwałaMarta,wygładzając
pierzynę.–Znać,żedobrzeurodzone,awtakąkomitywę
popadło.
Rzeczywiściedłoniedziewczynybyłyjasne,miękkie,
apaznokciewypielęgnowane.
–Musiałaskądeśuciec–kontynuowałaMarta.
–Wymarzłasiębiedaczka,ażjątelepie.Małoktobysię
wygrzebał...
–NiechżejużMartadaspokój.–Mariannaprzerwała
utyskiwaniekucharki.Podskórnieczuła,żejeśli
dziewczynaprzetrzymanoc,todojdziedosiebie,choćnie
wyglądałanajlepiej,adreszczecorazintensywniejnią
szarpały.Podolskapołożyłachłodnądłońnajejczole.
Gorączkazdawałasięrosnąćzminutynaminutę
izabarwiaćbladedotądpoliczkikrwistymrumieńcem.
–Zadbamy,żebyprzeżyła–rzekłazmocąpochwili
milczeniaiprzystąpiładowydawaniadyspozycji.–Hania
zManiąbędąjejpilnowałydorana.NiechMarta
przygotujezimneokłady.Trzebająteżpoić.Niktpod
moimdachemnieumrze–podkreśliłaMarianna,poczym
zabrawszyzesobąprzestraszoną,nawpółśpiącąwfotelu
przykominkucórkę,udałasięnaspoczynek.Jednak
zanimzasnęła,odmówiłajeszczepacierz.Nakoniec
poczyniłapostanowienie,araczejzawarłaukład
zBogiem,żeuratujetęzbłąkanąduszę,zaśPanBóg
łaskawyzatouchronijejsynaodnieszczęścia.
II