Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Podługiejnocyświtwyjrzałzzahoryzonturównie
niechętnie,comieszkańcydworuzeswoichposłań.Wiatr
przestałzawodzićżałośniewsadzie,aświatskułalodowa
powłokazmarzniętegodeszczu.Promieniewiszącego
niskosłońcaodbijałysięiigrałynapołyskliwychsoplach
uczepionychudachu,oblodzonychgałęziach
iutrwalonychmrozemkoleinachbłotanadrodzewiodącej
dorozległegomajątkuPodolskich.
Krysiawpatrywałasięzzachwytemwwidokzaoknem,
cochwilachuchającnaszybęwoknieiprzecierając
rękawemkoszuli.Pogodaodwieludninienastrajała
dospacerów.Nawetubiteogrodoweścieżkirozmiękły
ibrnęłosięponichtrudnojakpopolachtonących
wbłocie.Dziewczynawestchnęłatęsknie.Słońceiczyste
niebozwiastowałymróz,więcistniałanadzieja,
żewkrótcebędziemogłachoćnachwilęopuścićdwór,
uciecodjegomieszkańców,odnapominańmatki
ipomrukówojca,odlekcjizLeosiąigłośnopokrzykującej
nasłużbęMarty.
ObudziłakrzątającasięprzykominkuMania,
rozgrzebującasłabojużponocyżarzącesięresztki
drewna.Tapulchnadziewczynaozaczerwienionych
odzimnapoliczkach,okrytaszczelniedużąchustą,której
rogizawiązaławpasie,przypominałakopkęsiana,tak
byłaprzysadzistaikrągła,awrażenietojeszcze
potęgowałakilkuwarstwowaspódnica.Sprawnieroznieciła
ogieńidorzuciwszykilkaszczap,któreprzyniosła
wkoszu,zfurkotemspódniczniknęłazadrzwiami.
Poniewielkimprzechodnimpokoju,któryzajmowała
Krysia,zarazrozeszłosięprzyjemneciepło.Podszedłszy
dokominka,dziewczynaogrzałazmarzniętedłonie.
Czekała,będziemogła,gnanaciekawością