Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
marzenia.Nieistniałodlaniegonicważniejszegoniżmedycyna.
–Dziękujępanuprofesorowi...Niepożałujepanswojejdecyzji...
Okażęsięgodny...
Berneńskimachnąłręką,jakbyodprawiałsłużbę,niezainteresowany
jużosobąBogumiła.Korzyńskistałchwilęzewzrokiemwbitym
wbibliotekępełnąksiążek,anastępnieniezgrabniesięukłonił
imamroczącwyrazydozgonnejwdzięczności,wyszedłzgabinetu
zlistemwręku.Niktgonieodprowadził.PodbramąUniwersytetu
Jagiellońskiegorozejrzałsięizulgądostrzegłfiakra.Wsiadł
dopojazduikazałsięzawieźćnastacjękolejową.
–Szanownypanopuszczanaszecesarstwo?–spytałfiakier
poniemiecku.
–WracamdoWarszawy–wyjaśniłniechętnieBogumił.Podobna
poufałośćwjegomieściebyłaniedopomyślenia.
–AwWarszawielepiejsiężyjeniżwgrodzieKraka?–dociekał
fiakierjużpopolsku,poganiająckonia.
–Byłemtujedynieprzejazdem–mruknąłKorzyński,corazbardziej
niezadowolony.
KońwyraźniezwolniłiBogumiłwychyliłsię,żebyzobaczyć,
dlaczegosięzatrzymują.
–Pociągmójodchodziodziewiętnastej–powiedział.–Wolałbym
ponocynieszukaćnoclegu...
Fiakiercmoknąłkilkarazy,azwierzęruszyłozkopyta.
–Zdążyszanownypan,zdąży...Adoczegotosięszanownypantak
spieszy,jeślimożnaspytać?
Bogumiłnieodpowiedziałodrazu,zastanawiającsię,czynie
pokazaćimpertynentowiznizinspołecznych,gdziejegomiejsce,ale
niezrobiłtego.Przypomniałsobie,żejakodzieckomarzył,żebyjego
ojcieczarobiłtylepieniędzy,abymócsobiekupićkoniainim
powozić.Pozatympoprzysiągłsamemusobie,żenigdyniezapomni
oswoimpochodzeniuaniotym,żeswojąaktualnąpozycjęzawdzięcza