Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ZnamJasia.Jużbardzodawnogoznamiwiem,żeAlamakota,aleJaścośinnego.
KtotojestJaś?
Chłopiec.
Atojestpanwskazałanarysunek.Ipochwiliwolnogorozmazując
pantofelkami:aterazjużpananiema.
Mogłabyśumyćswójpyskpowiedziałempatrząc,jaknikniepodjejstopą
rysunek,identycznyzpoprzednim.
Umyjęswójpyskodpowiedziała.Aktóraterazgodzina?
Dziewięćpotrzeciej.
Czyabynapewno?
Umyjesz?
Umyję.
Tonapewnodziewięćpotrzeciej.
Dziękuję.Jużcięstarłam.
Nieodpowiedziałem,patrzyłemnamężczyznęwszarymubraniu,jakmażeposzybie
wystawowej,powoli,jakbycośrozcierał,nagleodwróciłsię,przednimstałdrugitaksamo
ubranyczłowiekiwłaśniechowałrękędokieszeni,samą,którąprzedmomentemklepnął
tamtegoporamieniu,amożetylkodotknął.Stanęlibliskosiebie(patrzączmojegopunktu
mogłosiętowydaćuściskiem)istalitakprzezkilkanaściesekund;gdytendrugiodchodził,
zauważyłem,żetrzymawrękuzapalonegopapierosa,aczłowieksprzedwystawychowa
zapałkialboinnymałyprzedmiotdokieszeni.Patrzyłemterazzpowrotemnamałą,rysującą
zrównąpowagącoprzedtemtensampatykowatywizerunek.
Powąchałemswojedłonie;zapachmorwyignijącejtrawychociażtozbytliterackie
skojarzeniewzmocniłsię;opuściłemręcewzdłużciałaizrobiłemkilkaruchówramionami
wydymającprzytymklatkępiersiową;pozorującgimnastykępodniosłemgłowędogóry.W
tynkukamienicy,przedktórąstałem,byływyrwypochodząceprawdopodobnieodpocisków
karabinowych.
Wyobraziłemsobiemojągłowę,gdybysięznajdowaławczasiestrzelanianamiejscu
dekoracyjnejdziury(obnażonacegła,przyprószonaniecokurzem,byłaowymkawałkiem
„szlachetnej”czerwieni,jakąniekiedyznajdujesięnastarychobrazachinadktórąkobiety,
mającejużdawnozasobąklimakterium,znaczącocmokają),awyobrażenietoprzyszłomio
tylełatwo,żeniedawnowidziałemkobietępotrącanąprzezsamochód;mózgoblepiałjej
tlenionewłosy.
Śmiałemsięgłośnoidługo(kilkakobietwchodzącychdosklepuzatrzymałonamnie
swójwzroktrochędłużej,niżtoprzyjęte),gdyż(niewiem,ileczasutotrwało)przezchwilę
naprawdębyłemrozwalonykuląkarabinową,miałemwnętrznościczaszkiwijącesięna
włosachinagle(mężczyznawszarymubraniuzacząłwtedyspacerować)zdałemsobie
sprawę,żestojęnarozstawionychnogach,naktórychmamzakurzonebuty;przejściewydało
misięabsurdalneiśmiałemschociażniebyłtośmiechwyzwolenia(mężczyzna
spacerowałzprecyzjąmaszyny)dochwili,zaciekawionekobietyweszłydosklepu.
Oblizującsłonewargiwiedziałem,żewspojrzeniutychkobiet,wichtwarzachbyło
zaciekawienie,jakimnasiprzodkowieobdarzalilinoskoczkówiinnychkomediantówi
poczułemsięjakkuglarz,którywie,żejedenzjegonumerówjestwprawdziedobry,leczzbyt
reżyserowany.
Głośnikznówsięodezwał(niezauważyłemprzerwywnadawaniumuzyki;byćmoże
dlatego,żepojazziezagranowalczyka),byłatopolkaalbocośpodobnego;maławsadziła
kredędokieszeniiniespieszącsię,zaczęłapodskakiwać,najpierwwolno,potemcoraz
szybciej(niezdarnazabawkamechaniczna)oddalającsięodemnie,metrpometrze,
(patrzyłacałyczasnamnie)zniknęłazanarożnymbudynkiem.Zostawiłaposobiekredowego
ludkanarysowanegonamiejscudwóchpoprzednich.
5