Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rozmawialidługo...
Uśmiechnąłsięispojrzałnazegarek.
Druga.
Zaoknaminiebozciemnoszafirowegopoczynałostawaćsięszare,
asampokójcorazwyraźniejszy,jakbyktozniegopowoliusuwał
zasłony.
Dziświęcnicjużnienastąpi!
Zżalemjakby,spojrzałDennadrzwi,wiodącedokomnaty
„siedzibyczarta”.Byłyzamkniętenaklucz,tkwiłonwzamku
inajlżejszyszelestniezdradzał,abypozaniemimiałosiędziaćcoś
osobliwego.
Detektyw,poprzedniojuż,niemogącpohamowaćswej
niecierpliwości,zdążyłzajrzećdowewnątrz.Straszliwakomnata
wyglądała,jakkażdainnazkomnatgórnejczęścipałacu.Staremeble,
obrazy,dużełożerzeźbione,zbaldachimem.Podobnadotej,wktórej
sięznajdował.Naogółponuro.Leczktóryżpokój,niewydasięponury,
przymigotliwymblaskuświecy,jeślinadodatekonimkrążąlegendy?
Więcpróżnoczekałcałąnocnicniepotwierdziposłyszanych
opowieści?Widmagrzeczneiuszanowałypojawieniesięgościa.
Amożeulękłysięonewalki,domyśliwszysię,żeDen
imniespodziankęszykuje?Bowiedząc,lubiąpłataćswefigle
wciemnościach,zdmuchnąwszyprzódyświece,przywiózłwrazzsobą
kilkaręcznychlampekelektrycznychosilnychbaterjach
dopozbawionegopodobnegooświetleniapałacu.Dwiespoczywają
nanocnymstolikutużobokbrowninga,dwiezaśinnedoręczył
Fredowi,nawszelkiwypadek...
Tedynic?
Nagle...
NagleposłyszałDendziwnyszmer.Wpierwszejchwilisamnie
mógłokreślić,czypochwyciłgonaprawdę,czyteżsiępomylił.Lecz
nie!Dosłuchu,zaostrzonegonaprężonemoczekiwaniempowtórnie
dobiegłniewyraźnyszelest.
Tak!Niewątpliwie,ztamtejkomnaty!
Detektyw,niczemstruna,wyprężyłsięnaswojemposłaniu.
Czyżby?
Szmerwciążsiępotęgował,stawałsięcorazwyraźniejszy.
Wyraźny,dotegostopnia,żestwierdzićmożnabyłoprzyczynęjaka
dźwiękiwywołała.Niedolatywałjużjakiśhałasniezrozumiały,ale
rozbrzmiewałyobecniecorazmocniejodgłosykroków...
Krokimężczyzny,stąpającegociężkoipowoliwkierunku