Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
poświatę,którapowolizanikała,jakbywchłaniałojąwnętrzezranionego
drzewa.
Jednocześniepamięćwróciła.Naszczęściebyławstanienienaruszonym.
Zresztącałyumysłfunkcjonowałbezzarzutu.Błyskawiczniezorientowałasię,
gdzieterazjest.ZnajdowałasięwświętymzagajnikuwOklahomie,wtym
nowoczesnymświecie,dlaktóregoporzuciłaPartholon.Jejwięzieniembył
jedenzdwóchbliźniaczychdębów,terazokropnieskatowany.Drugi,
poprzeciwnejstroniewąziutkiegostrumyczka,byłnietknięty.
Zapadałzmierzch,alenietakicichyispokojny,wręczrzewny.Wiatr
zawodził,sineniebowydawałogroźnepomruki.Cojakiśczasprzecinała
jerozjarzonakrechabłyskawicy,apochwilisłychaćbyłogrzmot.
Czyliwszystkojasne.Wdrzewouderzyłpiorun.Rozłupałje,dziękiczemujest
wolna.
–Tojaciebieuwolniłem.Piorunbyłposłusznymoimrozkazom.
OczywiściepowiedziałtoPryderi.Rozpoznałajegogłos,przecieżsłyszała
gojużtylerazy,alejakdotądzawszetylkowswojejgłowie.Odrazutam,
wumyśle.Aterazbyłoinaczej.Wyraźniedobiegałdojejuszu,czylipochodził
zzewnątrz,amówiącściślej,spodrozłożystejkoronydębupodrugiejstronie
strumyka.
–Pryderi?–spytałabardzoostrożniedziwniechrapliwym,nieswoimgłosem.
–Oczywiście,mójNajjaśniejszyKlejnocie.Akogomogłaśsięspodziewać,jak
niemnie?Bogini,któraciebiezdradziła?–Roześmiałsięnakoniecswej
przemowy.
Kiedyjegośmiech,śmiechboga,musnąłjejskórę,pomyślała,żechyba
jeszczenigdydotądniesłyszałaczegoś,cozabrzmiałotakpięknie,
jednocześnienieskończenieokrutnie.
–Ja...jaciebieniewidzę...–wymamrotała.
Ikrzyknęłakatowanakolejnymskurczem.Bógokazałwyrozumiałość,
toznaczyodczekał,ażskurczminie.Dopierowtedywzacienionymmiejscupod
koronąporuszyłosięiukazałasięwysokamęskapostać.CiałoPryderiego
wtymświecieniematerializowałosięcałkowicie.Byłprzeźroczystyjakzjawa,
amimotowspaniały.Rosły,piękniezbudowany.Gęsteczarnewłosyokalały
twarzonieskazitelnychrysach,twarz,którapowinnabyćźródłemnatchnienia
dlapoetów,malarzyirzeźbiarzy,anieprzerażającychhistorii,które
przekazywanosobiewPartholonienajcichszymszeptem.
Byłporażającopiękny,itodotegostopnia,żeRhiannon,choćbyławsytuacji
delikatniemówiąctrudnej,namomentkompletniewyleciałozgłowy
toconajistotniejsze.Żewłaśnierodziiniewątpliwieurodzizachwilę.
Oczybogabyłyroześmiane,pełnemiłościiciepła.
–Witamcię,mojakapłanko,NajjaśniejszyKlejnocieKrólestwaCiemności.
–Zabrzmiałotobardzouroczyście.–Czyjużmniewidzisz?
–Tak...Widzęcię,alewyglądaszjak...zjawa–wymamrotała,terazpoprostu
odurzonaurodąbogaijegołaskawością.Przecieżukazałjejsię!Ukazałjejsię
takiwspaniały,najwspanialszy,takiwłaśnie,jakimpowinienbyćBóg.Dlaczego
taksięstało,żetyleczasustraciłanaoddawaniuczciEponie?!Niepojęte!
Przecieżjeślimaprzedkimśpokornieklęczeć,totylkoprzednim,przed
bogiemnieskończeniepięknym,BogiemJedynym.
–Przybraniepostacicielesnejniejestdlamniewcaleprosteiłatwe–wyjaśnił
Pryderi.–Całkowiciezmaterializowanyukazujęsiękomuś,ktooddajemicześć,
składaofiary,okazujemiłośćiposłuszeństwo.Takwłaśniebędziecie