Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kozyzabrałymojejcórce,Marcie,niedojedzonągruszkę,skubałynaszeubrania
izaglądałynamdokieszeni
Szybkiepakowanieitensamchorynadusznościautobus.Kierowca
tymrazembyłrozmowny.Pierwszywypowiedziałsłowo„wojna”.
Poinformował,żewiezienasnalotnisko,aleniewiadomo,kiedyiczy
samolotodleci.Rzeczywiście,wpoczekalnikłębiłsiętłum.Niektórzy
turyścitkwilitamjużdrugidzień.Kazanonamzgłosićwszystko,co
wywozimy.Zainteresowaniewzbudziłamojawyjątkowociężkatorba.
Gdycelnikzapytał,cotamjest,odpowiedziałam,zgodniezprawdą,że
kamienie.Popatrzyłznadziejąbrylanty?Otworzyłamtorbę
ipokazałamkoloroweotoczaki.
MorzeCzarnemaniewielepiaszczystychplaż.Zregułytoskały.
Niestudiowałamgeologii,alewPicundzie„skarby”leżałyustóp.
Otoczakiwewszystkichkolorachiwzorach.Niemogłamsięoprzeć.
Dodziśprzechowujękilka.Celniknajpierwprzyglądałmisię
podejrzliwie,apotemmachnąłrękąizająłsiękimśinnym.Pewnie
uznał,żeniewszystkozemnąwporządku.Potemzaczęłosię
czekanie.Niktnieumiałpowiedzieć,kiedyodlecimyiczywogóle.
Godzinymijałycorazwolniej.Byłogorąco,amyniemieliśmypojęcia,