Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
cobędziedalej.Siedzieliśmywmilczeniu.Nawetdziecistraciły
normalnąwerwę.
Niepamiętamjuż,pojakimczasieprzezlotniskoprzebiegłszept
będziesamolotdoWarszawy.Szybkoprzerodziłsięwtumult.Każdy
cośpokrzykiwałipchałsiędowyjścia.Ruszyliśmyzinnymi.Niebyło
biletówaninumerowanychmiejsc.Cogorsza,ichliczbaniepozwalała
nawygodnąpodróż.Niektórzymusieliznaleźćmiejscenapodłodze.
Jakozadośćuczynieniedostaliśmyzgodęnaspożyciewszelkich
używek.Oczywiściewewłasnymzakresie.
Natychmiastposzływruchbutelki.Ludziepodawalisobie
plastikowekubkizzaciekamiodpastydozębów.Naszaekipa
pozostałatrzeźwa.Aleszybkoprzekonałamsię,żetobyłbłąd.Udało
misięznaleźćdlaMartymiejsceprzyoknie,potemusiadłamobok
niej.Zarazpostarciezauważyłam,żezespojeńnaskrzydlewypadają
nity.Wyskakiwałyjakżabyztrawy.Napoczątkujeliczyłam,ale
potemwolałamniepatrzeć.Samolotskrzypiałicharczałniegorzejniż
autobuswSuchumi.PotrzechgodzinachwylądowaliśmynaOkęciu.
Wszyscyuznalitozacud.Dopierotutajprzyjrzałamsięmaszynie,
którawróciłanamwolność.Zcałąpewnościąoddawnabyłana
emeryturze,leczzanimtosięstało,wiodłaintensywneżycie.
MimotychtraumatycznychprzeżyćdobrzewspominamAbchazję,
malutkąkrainęgóraliirybaków.Dodziśnieuporałasięzeswoimi
problemami.Szkoda,boAbchazowietonietylkobardzomili,ale
ipiękniludzie.TrochępodobnidoGruzinów,alemająwtwarzachcoś
zdrapieżnychptakówiwolnychludzigór.Niemajązasobąłatwej
przeszłości.OdbardzodawnauginalisiępodokupacjąatoTurcji,
atoRosjiczyGruzji.Nawetdziśniedokońcawolni.Nibymają
autonomicznąrepublikę,aleoficjalnienieuznajejejwiększośćpaństw,
zPolskąwłącznie.