Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przejąłemkierownicę,którąznerwówpuścił,inakierowałempojazd
wprostnazamkniętyprzejazd.Wpadliśmyzwerwąnabramę
iwyważyliśmyjejskrzydłazzawiasów,wjeżdżającnawysypany
żwirempodjazdprzedprzypominającąniewielkipałacykrezydencją.
Naszsamochódnatychmiastotoczyliżołnierzechroniącyplacówkę.
–Wysiadać!–ryknąłjedenznich.
Jakmiłobyłowkońcuusłyszećmowę,którąsięznało,bez
względunaprzekaz.Akcentmężczyznycoprawdabrzmiałdośćobco,
aleniemiałemczasusięwtowgłębiać.
Mójtowarzyszstraciłprzytomnośćpouderzeniupoduszki
powietrznej.Ja,choćniecokręciłomisięwgłowie,nieucierpiałem
natyle,byniebyćwstaniewypełnićpolecenia.Najszybciej,jak
umiałem,wydostałemsięzsamochodu.
–Nakolanairęcedogóry!–wrzasnąłwojskowy,który
najwyraźniejstałnaczeleotaczającejmniegrupy.
Kątemokadostrzegłem,żeKoreańczycypozostalizabramą.Nie
mogliprzekroczyćchroniącegomniemuru.Byłembezpieczny.
Padłemnaklęczkiprzedżołnierzamiiwznoszącdłonienadgłowę,
oświadczyłem:
–JestemAmerykaninem.NazywamsięPeterKellyiproszęmój
rządoudzielenieazylu.
Mężczyźnipopatrzyliposobie,poczymgłównodowodzącydał
znakswoimtowarzyszom,byzbliżylisięipoderwalimnienanogi.
–Otymzadecydujepanambasador–stwierdził,ajegoludzie
popchnęlimniewstronęwejściadobudynku.Zdążyłemjeszcze
zauważyć,żewszyscyotaczającymnieżołnierzewyglądalidość
orientalnie…