Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ3
CELABYŁANIEWIELKAIPOZBAWIONAOKIEN.Siedziałem
nawąskiejpryczy,miałemdłonieskutejakniebezpiecznyprzestępca.
Wsumiebyłwtymcieńprawdy.Przeztenkrótkiczasmojej
świadomościudowodniłem,żeumiemsięznaleźćwkażdejsytuacji
iniebojęsięryzyka.Nawetprzezmomentniepoczułemlęku,żecoś
możemisięstać.Skupiałemsięnacelu,atymbyłowydostaniesię
zrąkKoreańczyków.Wdodatkupotym,cozrobiłem,nicdziwnego,
żeAmerykaniepodchodzilidomnienieufnie.Zniszczyłemmienie
ambasady,zapewneczekałamniezatokara,alenawetjejwizjanie
byławstaniemniepowstrzymaćprzeddziałaniem.Musiałem
dowiedziećsię,kimjestemicorobięwtymabstrakcyjnymmiejscu.
Skrzypnęłazasuwapancernychdrzwi.Samniewiemdlaczego,ale
wtymmomencieprzeleciałomiprzezgłowęconajmniejkilkanaście
pomysłów,jakmógłbymjesforsować.
Skądtosiębrało?
Skądtadziwacznawiedzaianalizowanierzeczy,któryminie
powinienzaśmiecaćsobiegłowyprzeciętnyobywatel?
Doceliwszedłubranywmarkowygarniturmężczyzna.
Towarzyszyłomuczterechuzbrojonychpozębykomandosów,którzy
zajęlimiejsceprzyścianienaprzeciwkomnie.Cirównieżwydalimisię
zbytwschodnijaknamoichkrajan.Elegantporuszałsięolasce.
Utykał.Jegoszczupłasylwetka,znaczącywzrost,włosywsiwym