Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zmierzchstar​szychpa​nów
JohnstrzeliłsobiewkaloryferoznajmiłFrançois
izaśmiałsiętymswoimbezgłośnymśmiechem,
odktóregozaróżowiałymusiępoliczki.Tylko
muniemów,żecipo​wie​dzia​łem.
Jaktowkaloryfer?zapytałam.Niezawszebyło
ja​sne,coFra​nçoismanamy​śli.
Chciałsięzastrzelićwyjaśniłalezmieniłzdanie
istrzeliłwkaloryfer.Zrobiłpauzę,żebymmogła
spytać:„Naprawdę?”,oczywiścieunoszącprzytym
brwi.Tak!Toznaczy,takmisięwydajeciągnął.
Napodłodzejestpełnowody.Wezwałhydraulika.
Sza​lejezwście​kło​ści.
Orety!powiedziam.Wzimiewynajmowaliśmy
zTigiemdomodJohna(choćakuratwczasietej
rozmowymieszkaliśmyjużgdzieindziej).Johnnieraz
przyjeżdżałdonaszParyżasprawdzić,jaksobie
radzimytaktwierdziłpodejrzewamjednak,
żewrzeczywistościpotrzebowałpubliki,asceptyczna
znaturyżonaFrancuzkamuniewystarczała.
Zatrzymywałsięwpokoju,którysobiezostawił
nawłasnyużytek,przechadzałsiępoposesji,
powłóczącnogami,iwykłócałsięzróżnymi
fachowcami,żebywkońcucośnaprawili,niekiedyteż
zjadałznamiposiłek.Stądznałamtejegonapady
złości,któremogłybyćwywołanebyleczym.
Wiedziałamteż,gdzieznajdowałsięówkaloryfer:
wkorytarzunatyłachdomu,nieopodalkuchni.Totam
Johnzawszeczyściłstrzelbę,albostrzelby.Niebyłam
pewna,ileichmiał.Doczegozwyklestrzelał?
Dodzików,przynajmniejkiedyś.Nawzgórzachsię
odnichroiłowykopywaływinnąlatorośl
zkorzeniami,noimożnajebyłoprzerobićnakiełbaski.
OstatniojednakJohnzpewnościąniezajmowałsięjuż
po​lo​wa​niemnadziki:prze​ży​wałspa​dekformy.