Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Obecnie
Pomarańczowatarczasłońca,zaczynającegopowolną
wędrówkępobezchmurnym,błękitnymniebie,wyłoniła
sięzzaniemalprostejliniihoryzontu,ogrzewając
złocistymipromieniaminajwiększąstarożytnąnekropolię
–Sakkarę.
Miastodopierobudziłosiędożycia.Jegomieszkańcy
leniwierozpoczynalikolejnygorącydzień.
ElizaStawskawyprostowałaplecy.Odwczorajnie
mogłapozbyćsięnieznośnego,świdrującegobólu
wokolicachlędźwi.Przezchwilęmasowałaobolałe
miejsce,żałując,żenieposłuchałasłówAdama,który
radziłprzykleićrozgrzewającyplaster.Terazbyłojuż
zapóźno.Wzruszyłaramionami,jakbytengestmiałjej
ulżyć.Niepierwszyinieostatniraz.Nieonajedna
zmagałasięztymproblemem.
Wytrzymam,pomyślała.
Pracewykopaliskowemielizakończyćdziś.Przednimi
roztaczałasięperspektywadłuższegoodpoczynku.
Większośćwspółpracownikówzamierzaławyruszyć
dodomówwieczorem,najpóźniejjutro.Atmosfera
wyczekiwaniafalowałanadstanowiskiemniczymgorące
pustynnepowietrze.
–Niemogęuwierzyć,żezostajesz.–Lekkozachrypnięty
głosEwyBergerrozległsiętużnaduchemElizy.Przez
chwilęstaływmilczeniu.–IAdamteż.Pocowamten
wypaddoAmarny?Małotupiachu?–mówiącto,Ewa
uśmiechnęłasięszeroko.
Niestety,uśmiechznikłzjejusttakszybko,jakszybko
siępojawił.Jejmałedłoniepowędrowałydoskroni.