Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zwyczajnie,trzebaskręcićwlewopowiedział
zdziwionymtonem,jakbymnierozumiałwcześniejszego
„Słońceświeciwdzień…”.Dobrzemitak,nietrzeba
otwieraćust,gdy…
Któragodzina?!Jedenastasześć!Cholera,jechaliśmy
dwadzieściasześćminut,niechbędziedwadzieścia
siedem,bojeszczeniestoimynapodjeździe.Aleitak…
Zacisnąłemzębyiniezadałemkolejnegokretyńskiego
pytania.
Robertaweźmiebagażeoświadczyłnieznoszącym
sprzeciwutonemJoseph,gdywysiadłemzwozu,
apokojówka,wktórejrysachzacząłemodkrywać
podobieństwodoJosepha,podbiegła,dygnęła
iwyciągnęłaręce.
Gramywkosi-kosi-łapci?zapytałem.
Wezmępanabagaż.Nawetsięnieuśmiechnęła.
PrawienabankcórkaJosepha.
Napewnonie!
Ominąłemiskierowałemsiędodrzwi.Dogoniła
mnie,wyprzedziłaipomaszerowałapierwsza.
Wkolejnychdrzwiachczekałajużtastarsza,która
poprzednimrazemczyhaławsalonie,czyniespróbuję
zwinąćMatisse’a.Skinąłemjejgłową,przekroczyłempróg
iruszyłemwznanymmijużkierunku.Wsalonie
ukłoniłemsięgrzecznie,złożyłempakuneknafotelu
ipochyliłemsięnaddłoniąpaniGroddehaar.
Ico?zapytała,wskazującmiinnyfotel.
Przycupnąłemnabrzeżku,zerknąłemnazegarek.
Powinniśmypójśćdogablotpowiedziałem.Jeśli
sięniemylę,okradapaniąktośnieobecnytuciałem.
Zzaświatów?niedziwiłasię,upewniałatylko.
Mniejwięcej.Zinnegoczasu.Poczekałemchwilę,
alenieroześmiałasię,niepostukałaczubkiemkościstego
paluszkawskroń.Takmisięwydaje:ktośopracował
metodęsięganiadoinnegoczasu,byćmożetentunelnie
jestduży,złodziejniepotrafiprzedostaćsięsam,amoże