Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Hej...–szepnęłam,odwracającsię
dowspomnianychnowożeńców.–Dokądmamiść?
–Dopokoizajmowanychprzezsłużbę–szepnęła
Alanna,niewyjaśniającminiczego.
–Domyślamsię.Alegdzietojest?
WtymmomencieAlannawreszcieprzypomniała
sobie,żejatojednakja.(Dlazapominalskich:nie
Rhiannon).
–Przepraszam,jużmówię.Całyczasprzedsiebie.
Przeddrzwiami,którymiwychodzisięnadziedziniec,
zobaczyszkorytarzprowadzącywlewoidojdziesznim
dopokoidlasłużby.Niestety,Rheo,poczujeszjejuż
zdaleka.
Carolan,kiedytousłyszał,wyraźniesposępniał.
Przyśpieszyłamwięckroku,podążajączgodnie
zewskazówkamiAlanny.Tużprzedwyjściemnagłówny
dziedziniecskręciłamwdługikorytarzwyłożony
marmurem.Zjednejstronyścianaozdobionabyła
pięknymifreskami,wścianiezdrugiejstronybyłyokna
wychodzącenawspomnianydziedziniec.Nafreskach
widaćbyłoprzedewszystkimślicznepannyhasające
popełnychkwiatówłąkach.Byłamtamteżja(toznaczy
Rhiannon)naEpi,cyckioczywiścienawierzchu(moje,
nieEpi),spoglądającanarozbawionenimfetki
łaskawymokiem.Ato,cozobaczyłamprzezokno,
bardzomnieucieszyło.Kobietysprężyłysię.Podzielone
nagrupki,zajętebyłybynajmniejniehasaniem,tylko
pracą.Maraid,wyraźniewswoimżywiole,
przemieszczałasięodgrupkidogrupki,cośtam
doradzała,chwaliła.Jednymsłowem,widokbardzo
krzepiący.
Niestety,kiedykorytarzskręciłwlewo,skończyłysię
odczuciapozytywne,poczułambowiemzapach,
októrymwspomniałaAlanna.Najpierwsłodkawy,
podobnydowonirozgrzanegocukru,bardzoszybko
jednakprzeszedłwzwyczajnysmród,odktórego