Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rozmarzyłsięArtur.TakpachniałonaMarymoncie!
WpatrywałsięnadalwtwarzmówiącegoHolendra,ale
anigoniewidział,aniniesłyszał.Wyobraźniąprzeniósł
siętam,gdziewołałygozapachy.Napełenzieleni
Marymont.
Przedoczamistanęłymudzikieipracowniczeogródki
działkowerozsypanepomiędzyulicamiKlaudyny,
Gwiaździstą,Kiwerską,Sobocką,Łomiańską,Lektykarską,
Potocką,Gdańską,MariiKazimieryiPęcicką.Zobaczył
ukochanedzikiesady,którebujnierozkwitaływmiejscu,
gdziedzisiajbiegnieTrasaToruńska.Patrzyłoczyma
wyobraźninaogrodyiogródkiprzyklejonedobiednych
domków,williorazstarychkamienic.Tomorzezieleni
ciągnęłosięprzezcałyDolnyiGórnyMarymont,którego
granicewyznaczałyulicePodleśnaiMarymoncka,Las
BielańskiiKępaPotockaorazPlacWilsonawrazzulicą
Potocką.Tak…towszystkorazempachniałojak
wżadnyminnymmiejscunaziemi!
„Skupsięczłowiekunainteresach!”pomyślałnagle
Arturinawetocknąłsięnamoment,alezadziesięć
sekundcałymswoimjestestwemznowuodpłynąłtam,
dodomu,naMarymont.
Niewiedziećdlaczego,przypomniałamusiępierwsza
klasaSzkołyPodstawowejnumer53ipierwszewagary.
Najpierwzestrachu,żenieposzlinalekcje,leżelizkolegą
dwiegodzinywszkolnejszatni,podstosemstarych,
zniszczonychstołówszkolnych,którymalboczegoś
brakowało,albojużsiępoprostuzestarzałyiztego
powoduzakończyłyswojąszkolnąsłużbę.