Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Tojutrzenkawewłasnejosobie–mruknąłSchaunard
–zdumiewające!Ale–dodał,spoglądającnakalendarz
ścienny–tomusibyćjakaśpomyłka.Naukatwierdzi,
iżwtejepocesłońcepowinnowstawaćowpół
doszóstej;jestdopieropiąta,aonojużnanogach.
Gorliwośćzupełnienienamiejscu,wniosęskargę
natociałoniebieskiedobiuraastronomicznego.
Jednakże–dodał–trzebabyzacząćniepokoićsiętrochę;
wszaktodziśprzypadawczorajszejutro;żezaśwczoraj
byłsiódmy,zatem,oileSaturnnieposuwasięraczkiem,
musibyćdzisiajósmykwietnia.Jeślimamwierzyć
zapewnieniomtegopapieru–ciągnąłSchaunard,gotując
sięodczytaćsądownewypowiedzenieprzybite
dościany–dziś,punktopołudniu,mamopróżnić
to
locum,
iwyliczyćdorąkimćpanaBernarda,mego
gospodarza,zatrzyzapadłeterminysumę
siedemdziesięciupięciufranków,którychdomagasię
bardzoniepoprawnąkaligrafią.Spodziewałemsię,jak
zawsze,iżtrafzechceuregulowaćtęsprawę,alezdajesię
niemiałczasu.Ostatecznie,mamjeszczesześćgodzin,
dobrzeichużywszy,może...Dalej...dalej,wdrogę...–
dodałSchaunard.
Gotowałsięwdziaćpaltocik,któregomateria,niegdyś
włochata,dotkniętabyłagruntownymwyłysieniem,kiedy
nagle,jakbygoukąsiłatarantula,zacząłwykonywać
popokojuegzotycznytaniecwłasnegoukładu,który
nabalachpublicznychściągnąłnańniejednokrotnie
zaszczytnąuwagępolicji.
–No,no!–wykrzyknął–toosobliwe,jakranne
powietrzebudzipomysły:zdajesię,żejestemnatropie
melodii!Spróbujmy.
ISchaunard,wpółnagi,usiadłdofortepianu.
Obudziwszyinstrumentburzliwąseriąakordów,zaczął,
wciążmonologując,ścigaćnaklawiaturzemelodię,której
szukałodtakdawna.