Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
okropnysen.Nie,tegozłymsnemniemożnanazwać.
TobyłistnykoszmarzAnielinwroligłównej.Tapiękna
kobietaozielonychoczachpróbowałamniezabić.Nietak
zwyczajnieiszybko.Onasięmnąbawiła,czerpała
zmojegobóluniewyobrażalnąsatysfakcję.Uśmiechała
siędomnieradośnie,pokazującprzytymśnieżnobiałe
uzębienie.Jejburzalokówniezgrabnieopadałanamoją
zakrwawionątwarz.Kucałanademnąiniespiesznie
kreśliławzorynamymnagimciele.Nuciłacoś
znajomego,aleniejestemterazwstanietego
rozszyfrować.Cotomogłobyć?Chybajakaśmelodia
zdzieciństwa.Kiedyzbliżyłaostrenarzędziedomoich
oczu,powiedziała:„Pokażęcimójświat”.Wtym
momenciesięobudziłem.
Niewyspanyiobolałyniezgrabnieopuszczamłóżko.
Potykającsięoporozrzucanerzeczy,dochodzę
dołazienki.Orzeźwiającyprysznicprzerywamisygnał
wydobywającysięzmojejkomórki.Ktotomożebyć?
Wycieramsiępospiesznieipędzędopokojupotelefon.
Nimzdołamgonamierzyć,osobapodrugiejstronie
słuchawkisięrozłącza.Spoglądamnaekranwyświetlacza
–tomójszef.Oddzwaniamdoniego.
–Bruno,gdzietysię,docholery,podziewasz?!
–krzyczyzdenerwowany.
Zdezorientowanyspoglądamnagodzinę,jestem
spóźniony.Jaktomożliwe?Przecieżbudzikjeszczenie
dzwonił,ajadopierocopatrzyłemnazegarek.
–Przepraszam,zarazbędę–jąkamsię.
Rzucamtelefonnałóżkoizbieramsiędowyjścia.
Zatrzaskujęzasobądrzwiiwsiadamdoauta.