Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Odpal–błagam,przekręcająckluczykwstacyjce.
Ztrudem,alezapala.Czasnajwyższywymienićwnim
świece,porazkolejnytosobiepowtarzamiliczęnacud,
każdegoporanka.
Mknęprzezskrzyżowanianiczymkierowcarajdowy,
zaliczamkażdeżółteświatło.Jużprawiejestemucelu,
gdynagledostrzegamznajomeauto.Gwałtownie
wciskamhamulecwpodłogę,wywołującprzytymparaliż
nadrodze.Kierowcystojącyzamnąniezostawiają
namniesuchejnitki.Rzucająpodmoimadresemmało
wyrafinowanymiepitetami.Wprzepraszającymgeście
podnoszęrękę,zawracamikierujęsięnapobliskiparking.
Zmieszanynatłokiemwydarzeń,gubięsięwterenie.
Gdzieonazaparkowała?Zdawałomisię,żestałtujej
pojazd.Wysiadamzsamochodu,rozglądamsiędookoła
inic.Sprawdzamjeszczeraz,miejscepomiejscu,isię
poddaję.Zrezygnowanywracamdoauta.Zawycieraczką
znajdujęmandatzaparkowaniewniedozwolonym
miejscu.Szlagbytotrafił!Zdenerwowany,gniotę
goirzucamnachodnik.
–Nerwuszpana–dobiegamniemęskigłosztyłu.
Odwracamsięnapięcieijużmamprzygadać
zaczepiającemu,gdyorientujęsię,żetostrażnikmiejski.
–Proszę.–Wręczamikolejnymandatzaśmiecenie.
–Poważnie?–niedowierzam.
–Cośjeszczechcepandodać?–pytazprzekąsem.
–Nie,dowidzenia–wsiadamdoautaiodjeżdżam
ztegoprzeklętegomiejsca.
Sięgampotelefon,zestrachemwoczachsprawdzam