Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
totylnastrażtatarska.Niewielkatagromadkajezdnych
wwywróconychwełnądogórykożuchachnawidok
leżącychciałzatrzymałasięnachwilęiniektórzyzaczęli
dźgaćspisamileżąceciała,sprawdzając,czymiędzy
umarłyminieskryłsięktośżywy.Zamieniwszypotem
pomiędzysobąparęsłów,Tatarzypoczłapalidalej
porozmiękłymgruncie.Iznów,gdytylkoucichłtętent
kopyt,ponadciałamiukazałasięgłowawciążżyjącego.
Wokółbyłopustoicicho,szemrałytylkopod
podmuchemwiatruźdźbłazeschłejtrawy.Spośródtrupów
podniosłysięostrożniedwiepostacie:kobietaiośmio-
czydziewięcioletnichłopiec.
Kobieta,wziąwszyzarękęchłopca,chyłkiemprzebiegła
drogęipochwiliobojeskrylisięwwysokiejtrawie.
Akiedytylkojejdopadli,zaczęlibiec,trzymającsię
zaręce,wbokodszlaku,którymciągnęliTatarzy.
Wielkie,mokreodrosytrawybiłyichpotwarzach,
omotywałyręce,plątałynogi.Rosazalewałaoczy,
wielkieburzanyszarpałyubranieismagałynielitościwie,
aoniciąglebiegliibieglipośródlasutraw,bezkierunku,
zdającsięnawolęBożą,abytylkojaknajdalejodswoich
ciemięzców.Chwilamizdawałosię,żekobietatuż-tuż
padniewgąszczusplątanychburzanówijużsięnie
podniesie.Dyszałaciężko,achwilamimimowolnie
wyrywałsięjejzpiersijękchrapliwy.Ijużzdawałosię,
żepadnie,żeuginającesięnoginiezrobiąanikroku
naprzód,azachodzącemgłąoczyniedojrząnawettego,
któregowiodłazarękę.Alewidoczniemyślochłopcu
dodawałajejsił,gdyżzaciskałasilniejdłońnajegoręce
iszładalej,cisnącdrugądłońkurczowodoprawegoboku.
Wtem,kiedyprzeciskalisięprzezzbitygąszczburzanów,
chłopakstanął,wołając:
—Mamusiu,stój!Mojadzida!
—Twojadzida?—zapytałanawpółprzytomnie
kobieta.
—Tak,zabrałemjąstamtąd.Aterazwpadła
mituwtrawę.Stój!Muszęjąodnaleźć.
—Chodź!Chodź!Todaremnyciężar.