Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
WDubajuwstawałkolejnyciepłydzień.Słońcepowoliwynurzało
sięspomiędzybudynków,rozpraszającświatłonazamglonym,bladym
niebie.Ibrahim,siedzącnamiejscupasażera,przeglądałcoś
wtelefonie.Karimbyłskupionynadrodze,aleodczasudoczasu
zerkałnasyna.
–Wszystkowporządku?–zapytał.
–Tak,oczywiście.
–Przedtobąnowyetapżycia.Zdenerwowany?
–Niebardzo.–Ibrahimspojrzałnaojca,nierozumiejąc,doczego
zmierza.–Doślubujeszczetrochęczasu.Czymtusięprzejmować?
Karimpotrząsnąłgłową.
–Nieślubmamnamyśli,tylkopracę!–zagrzmiałgroźnie.
–Topracajestdlaciebieteraznajważniejsza.Bezdobrejposady,bez
odpowiedniegostartuwprzyszłość,małżeństwobędziemiałkie.
Zachwilęzałożyszrodzinę,musiszzadbaćojejbyt.
–Noprzecieżpracuję.–Nadalnierozumiał,ocochodzi.
Jegoojciecwestchnąłgłośno.Długiczasnieodzywalisiędosiebie.
Wreszciezaparkowaliprzynowymapartamentowcuiwysiedli
zsamochodu.Woknachszklanegobudynkuodbijałosięporanne,
dopierocoobudzonesłońce.Namiejscukrzątalisięrobotnicy,którzy
właśniekończylinocnązmianę.Wieżowiecwyglądałnagotowy
dozamieszkania.Jedyniepusteklombyiniedokończonechodniki
psułytowrażenie.
–Synu,chciałbym,żebyśbardziejoddałsięnaszejfirmie.Powierzę
citenijeszczedwaapartamentowce,byśdoprowadziłinwestycję
dokońca.Jajużniemamtakiejsiłyienergii,jakiemiałemkiedyś.
Chcę,żebyśstopniowoprzejmowałwszystkiemojeobowiązki.
Ibrahimzmrużyłoczyiprzyjrzałsięojcuwskupieniu.
–Sammamtozrobić?
–Sam,sam.Toznaczybędęcisłużyłpomocą,alezczasemfirma
będzietwoja.
–AUbaid?
–Onjeszczemanatoczas.Kiedyśpewniebędziecieprowadzić
biznesrazem,aletyjesteśmoimpierworodnymsynem.Itotybędziesz