Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zkamienicy,przedktórąSyskiwysiadłzfabii,opadałtynk.
Napodwórzutylkodziadaibabybrakuje,przypomniałsobie
powiedzonkoojca.Komisarzdawnoniebyłwtejdzielnicy,toteż
trochęsięzdziwił,żejeszczesąażtakzaniedbanekwartałymiasta.
PókinaobrzeżachZielonejgóry,gdziedawniejwinogronawygrzewały
sięwsłońcu,niezaczęływyrastaćosiedlazpłytbetonowych,
wczynszowychdomachprzyLisiej,Wandy,Krakusamieszkali
urzędnicy,nauczyciele,kierownicysklepów,nawetlekarze
iważniejszepielęgniarki.Poichwyprowadzcedowieżowcównowymi
lokatoramizostalispawacze,kierowcy,sprzątaczki,samotnematki,
emeryciirenciści,którzymusieliwybierać:kupićchlebizwyczajną
czylekarstwoimiećcośnawigilijneprezentydlawnuków.
Przywejściuniebyłodomofonu,zdziurynadzwonekwystawały
kabelki,Syskiwszedłwięcnaparterizapukałdelikatniekilkarazy,
apotemzacząłwalićpięściąwpomalowanenabrązowodrzwi.Minęła
minuta,możedwie,zanimmuzykaucichła,zazgrzytałkluczwzamku
ipokazałasięgłowamężczyznywwiekuŁukaszaBiałego
odbywającegopraktykęwwydzialekryminalnym.Komisarz
przedstawiłsię,mignąłmuodznakąispytał,czynazywasięGrzegorz
Wieczorek,agdymłodzieniecpotwierdził,poprosiłozgodęnawejście
zapróg,czegonigdynierobił,tylkoodrazuwchodziłdomieszkania.
Wydawałomusię,żeWieczorekmacośdoukrycia,bojegoczoło
naglezrobiłosięwilgotneodpotu,apieprzykkołonosajakby
napęczniał.
–Panmieszkasamczyzrodziną?–zapytałpolicjant,złoszczącsię
napraktykanta,bokazałmusprawdzićwwydzialemeldunkowym,czy
Grzegorzmażonęidzieci,aleŁukaszzlekceważyłpoleceniealbo
zapomniał.
–Przydziałjestnamatkę.KiedyprzyjeżdżamdoPolski,tot-tusię
zatrzymuję.
–Toznaczy,żepracujepanalbokształcisięzagranicą–domyślił