Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zAshtonemuśmiechająsiędosiebietakczule,
żeniemalpoczułemsięintruzem.Nigdydotądnie
chciałemsięustatkować,alekiedyzobaczyłem,jak
nasiebiepatrzą,ajednocześnietrzymałemnarękach
ichdziecko,zapragnąłemczegośtakiegodlasiebie.
Marzyłem,żebyktośpatrzyłnamnieztakąuwagą
idzieliłsiębezsłówswoimitajemnicami.
Drzwizamnąotworzyłysię.Odruchowostanąłem
donichprzodemiwtejsamejchwilidośrodkaweszła
niesamowitadziewczyna.Miaładużepiwneoczy
iciemnewłosyzebranewkońskiogon.Pojedyncze
kosmykiotaczałyjejładnątwarz.Dżinsyopinały
zgrabnepośladki.Westchnąłemnieświadomie
iwgapiałemsięwnią,gdypodeszładołóżka.Pochyliła
się,uściskałaAnnęiAshtona,apotem
impogratulowała.
Wgłowiekłębiłomisięoddomysłów,boniemiałem
pojęcia,kimbyła.Zpewnościąkimśdlanichważnym,
boumieszczonojejnazwiskonaliścieuprawnionych
gości,alejanapewnowcześniejjejniewidziałem
–zapamiętałbymjąprzecież!
Obróciłasiędomniezuśmiechemiwyciągnęła
ramiona,oczekując,żeoddamjejniemowlę.
–Cześć.NiemaszwyłącznościnaCamerona
–zażartowała.Głosmiałaodrobinęzachrypnięty,
cowzmogłojeszczemojezainteresowanie.
–Kimty,docholery,jesteśidlaczegoniemam
twojegonumerutelefonu?–rzuciłemtrochębezczelnie
wjejstronę,czekając,żesięzarumieniizacznie
chichotać.Nictakiegojednaksięniestało.Zamiast
tegoprzewróciłaoczamiiwestchnęła.