Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kiedyskończyliśmysięzabawiać,wymówiłemsiębyle
czymiwyszedłemzesklepu,niekupującniczegodla
dziecka.Dziewczynapowiedziała,żemanaimięCarly
zaczęłazabardzosięlepićibezprzerwypytała,kiedy
znowusięzobaczymy.Zwiałemstamtądnajszybciej,jak
siędało.
Spojrzałemnazegarekijęknąłem:byłazakwadrans
siódma.Niemiałemjużczasunaszukanieinnego
sklepu,dlategotymrazemmusiałemiśćbezprezentu.
Podrodzezahaczyłemjednakosklep,wktórym
kupiłemdlaAshtonanajgrubszecygaro,jakiemieli.
Zachichotałem,chowającjedokieszeni.Ashton
nienawidziłnawetzapachutytoniu,alebyłempewny,
żezmuszęgodozapalenia,botakabyłatradycja.
Gdywkońcudotarłemdoszpitala,skierowanomnie
naoddziałpołożniczyznajdującysięnapiątympiętrze.
Czułemsięwzruszonyipodekscytowany,gdy
nacisnąłemdzwonekprzydrzwiachprowadzących
naoddział.Musiałempoczekać,wpuścimnie
dyżurnapielęgniarka.Powyjaśnieniu,kimjestem,
sprawdziła,czyznajdujęsięnaliścieuprawnionych
gości”,izaprosiłamniegestemdośrodka.Kiedy
spojrzałemnakorytarz,dostrzegłemochroniarzaAnny,
Ricka,siedzącegonakrześleprzedsaląnumertrzy.
Cześć!Jakleci?przywitałemsię,opadając
nakrzesłoobokniego.
Wporządku,acouciebie,Nate?Uśmiechnąłsię,
przeczesującrękąwłosy.
Wszystkosuper.Widziałeśgo?zapytałem,
wskazującgłowądrzwipokojuAnny.
Aha.Słodziak.