Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ1
Tejnocy,moipanowie,będziemytworzyćhistorię.
Spiszemynakartachdziejówwłasnąkrwią!
WiceadmirałMakarowuśmiechałsię,gdywypowiadał
tesłowa.Szczerzyłlekkopożółkłeodtytoniuzęby,
zacierającjednocześniewielkiedłonie,jakbyperspektywa
zbliżającejsiębitwybyładlaniegoczymśradosnym,
anawetwzniosłym.Czymś,czegowypatrywał
zniecierpliwościądzieckaczekającegonaotwarcie
bożonarodzeniowychprezentów.Pozostalioficerowie,
kuprzerażeniuAndrzejaHorodyńskiego,wyglądali
narównieucieszonych.Klepalisięporamionach,unosili
kciukigestemzapożyczonymodcezarów,jakbytam
wdole,załawąstalowoszarychchmur,nieczekałichlos
gorszyodprzestąpieniawrótpiekieł.
StojącynatyłachmostkaHorodyńskiprzyglądałsiętej
sceniewniemymosłupieniu.Zadrżał,gdyściany
chroniącecentralnączęśćsterówkiPietropawłowska,
najnowocześniejszegopancernikacarskiejfloty,zaczęły
sięgwałtowniekurczyć.Grubepłytynitowanejstali
zbliżałysięzkażdym,następującymcorazszybciejjedno
podrugim,uderzeniemserca.Ściskaneichnaporem
powietrzegęstniałowzastraszającymtempie.Młody
kadetotworzyłszerzejusta,próbujączaczerpnąćtchu,
lecznictoniedało.
Dusiłsię.
Zrobiłwięcjedynąrzecz,jakąpodpowiadałmuzdrowy
rozsądek.Obróciwszysięnapięcie,chwyciłoburącz
dźwignięblokującątarczęwłazu.Zdecydowanymruchem
odsunąłstalowąpłytęiwypadłnazewnątrz,prosto
wobjęciachłoduimroku.
Nocneniebotakżenapierałozewszystkichstron,ale
dziękikobiercowigwiazdwydawałosięprzestronniejsze,
apłucasamewypełniałysiępowietrzemgnanymprzez
silnywiatr.
Wciągającjełapczywie,Horodyńskidotarłnasam
koniecsterburtowegoskrzydłamostka.Tamdopiero