Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PaniJo​an​no,sko​rojużje​stem...Jestdopanispra​wa.
Atoproszędalej.Zapraszamzaproponowała
ocho​czoJo​an​na.Możezupy?
A...Krawczykudałwahanie.Niepogardzę
przyznałwkońcu.Odrozwoduwciążchodzęgłodny.
Pu​ściłoczkodoJo​an​ny.
Och,toidrugiedaniesięznajdziezaświergotała
ra​do​śnieJo​an​na.
Topa​ństwosięroz​wie​dli?za​in​te​re​so​wałsięJa​cek.
No,Jacuś,przecieżcimówiłamnapomknęła
zkuch​niJo​an​na.
SiedemmiesięcytemupowiedziałKrawczyk.
Dokładniesiedemmiesięcyiczterydni.Poosiemnastu
la​tachży​ciara​zemwes​tchnął.
PrzykrasprawapowiedziałaJoanna,stawiającprzed
go​ściemta​lerzzzupą,achwi​lępó​źniejzdru​gimda​niem.
PrzykraprzyznałKrawczyk.Niewszyscymajątyle
szczęściacopa​ństwo.
Myjużponaddwadzieścialatrazempochwaliłasię
zdumąJo​an​na.Dwa​dzie​ściatrzybędziewtymroku.
Noproszę.Krawczykpokiwałzuznaniemgłową.
Niełatwowtychczasachstworzyćudanemałżeństwo,
apa​ństwusiępo​wio​dło.Gra​tu​lu​ję.Iza​zdrosz​czę.
Wspominałpan,żemajakiśinteres?napomknął
Jacek.Starałsięuśmiechaćdogościa,aleniebardzo
mutowychodziło.Tentypodzawszedziałał
munanerwy.Nibyelegancik,nibykulturalny.Ale
tafryzuranażel,teustabłyszczące,jakbyzawsze
ośli​nio​ne.Śli​skityp.
A,tak,tak...Otóżustaliliśmynazebraniu,
żewreszciepodejmiemywalkęzparkingowymipiratami.
Zniemotami,niewiem,jakinaczejichnazwać.Ztymi,