Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rozumiał,żetenieliczne,wyrwanezpracygodziny,któremożeBeacie
poświęcić,musinapełnićjaknajintensywniejszątreścią,jak
największymciepłem...
Autostanęłoprzedpiękną,białąwillą,niewątpliwienajładniejszą
wcałejAleiBzów,ajednąznajelegantszychwWarszawie.
ProfesorWilczurwyskoczył,nieczekając,aższoferotworzy
drzwiczki,wziąłzjegorąkpudłozfutrem,szybkoprzebiegłchodnik
idróżkę,własnymkluczemotworzyłdrzwiizamknąłjejaknajciszej
zasobą.ChciałBeaciezrobićniespodziankę,którąułożyłsobiejeszcze
przedgodziną,gdypochylonynadotwartąklatkąpiersiową
operowanegoobserwowałpowikłanysplotaortiwen.
WhallujednakzastałBronisławaistarągosposięMichałową.
WidocznieBeataniebyławdobrymhumorzezpowodujego
spóźnienia,gdyżmieliminyprzeciągnięteiwidocznienańczekali.
Profesorowipsułotoplanyiruchemrękikazałsięimwynosić.
PomimotoBronisławodezwałsię:
–Panieprofesorze...
–Csss!...–przerwałmuWilczurimarszczącbrwidodałszeptem
–weźpalto!
Służącychciałznowucośpowiedzieć,lecztylkoporuszyłustami
ipomógłprofesorowirozebraćsię.
Wilczurprędkootworzyłpudło,wyjąłzeńpięknepaltozczarnego,
lśniącegofutraodługim,jedwabnymwłosie,narzuciłjesobie
naramiona,nagłowęwłożyłzawadiackokołpaczekzdwomafiluternie
zwisającymiogonkami,narękęwsunąłmufkęizrozradowanym
uśmiechemprzejrzałsięwlustrze:wyglądałarcykomicznie.
Rzuciłokiemnasłużbę,bysprawdzićwrażenie,leczwewzroku
gosposiilokajabyłotylkozgorszenie.
–Głuptasy–pomyślał.
–Panieprofesorze...–zacząłznowuBronisław,aMichałowa
zadreptałanamiejscu.
–Milczeć,dolicha–szepnąłiwymijającich,otworzyłdrzwi
dosalonu.SpodziewałsięzastaćBeatęzmałąalbowróżowym
pokoju,albowbuduarze.
Przeszedłsypialnię,buduar,dziecinny.Niebyłoich.Zawrócił
izajrzałdogabinetu.Itubyłopusto.Wjadalni,naukwieconymstole,
połyskującymzłoceniamiporcelanyikryształami,byłydwanakrycia.