Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
–Zacznijciewreszciedziałać!Ogłościealarm…Ustawcieblokady
nadrogach…Roześlijcielistygończe…–dyszałaprzezściśnięte
gardło.–Nierozumiecie,żeonzkażdąchwilącorazbardziejsię
oddala?ZmojąTosią!
Siedzącaprzedniąpolicjantkanerwowopoprawiłasięwkrześle.Jej
twarznadalpozostawałajednakzastygławmaskęuprzejmego
zdystansowania.
–Totakżejegodziecko…–zaznaczyła.–Panimąż,Bogdan
Wilczyński,niemaograniczonychprawrodzicielskichiwzasadzie
możezabraćtęmałoletnią,gdziechce,nawetbezpowiadamiania
matki…
Monikamiałaochotęchwycićjązakołnierzimocnopotrząsnąć.
Rozsadzałająztrudempowstrzymywanapanika.Nigdyjeszcze,nawet
siedzącwareszcie,niemiałatakiegopoczuciabrakukontrolinad
losemwłasnegodziecka.Cośsiędziało.Cośbardzozłego.Miała
wrażenie,żeodtragedii,odczegośprzerażająconieodwracalnego,
dzieląjątylkogodziny,możenawetminuty.Tymczasemtraciłaczas,
próbującskruszyćobojętnośćzachowującejsięjaklodowypomnik
policjantki.
–Słuchaj,tyzimna,nadętaformalistko…–syknęła,lekkosię
podnoszączsiedziska.
–Radzęniecopowściągnąćemocje–wpadłajejwsłowotamta.
–Rozumiempanizdenerwowanie,alezprawnegopunktuwidzenia…
Niedokończyła,bodrzwipokojuotworzyłysięzamaszyścieido
środkawkroczyładrobnakobietawprostymszarymżakieciezdość
krótkimiwłosamikolorumysiegospiętymiwkitkę.Wyglądałaby
dokładnietakjakkilkatygodnitemu,kiedypodejrzewałaMonikę
omorderstwodoktoraDowgiłły,gdybynijakościjejstrojunie
przełamywałjedenelement–krwistoczerwoneszpilki.Tebutybyły
jakrozcinającymroknocyrozbłyskostregoświatłauderzającyprosto
wsiatkówkę.
–ProkuratorAnnaMusiał–przedstawiłasięwprzestrzeń
ściszonymgłosem.
Jejwzrokprześlizgnąłsięposztywnowyprostowanejpolicjantce,
niecozagraconymwnętrzusłużbowegopokoju,zaktóregooknem
stłoczonesamochodypełzłyulicąAndersa,iwkońcuspoczął
naspiętejniczymdoskokuMonice.