Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
woddalilampkę.Sadprzeddomemotulonybyłmgłą,zgałęzizwisały
ciężkieodrosynitkibabiegolata.Powolibudziłysięptakii,strzepując
wilgotnepióra,jeszczesłabo,jakbydlarozgrzewki,zaczynałyswój
porannykoncert.
Witoldzdecydowanymkrokiemruszyłwstronęstajni,cmokając
zdalekanaswojąulubienicę.KlaczBajkaodrazupoznałajegokroki
ipowitałagogłośnymrżeniemzanimjeszczeotworzyłdrzwi.
Cichutko,cichutko,maleńka,tożpobudziszdomowników,
niechjeszczepośpią,dopieroświta,jeszczewcześnie.
Podrapałzczułościązauchemiwprawnymruchemściągnął
zestojakawytartenabrzegachsiodło.Założyłjenagrzbietklaczy,
zaciągnąłpopręgiiwyprowadziłkoniazestajni.Gdydosiadłklaczy,
taodrazu,nieczekającnakomendę,ruszyłastępadobrzesobieznaną
drogąprzezsad.Taksamojakjejpanlubiłaprzejażdżkioświcie.
Zsaduwjechaliwalejęstarychlip.Podgęstoposadzonymi
drzewamipanowałjeszczemroknocy,ichsplecionekonarytworzyły
zwartyciemnozielonysufit.Naubitejdrodzejednostajniedudniły
kopytaBajki.Przykońcualeizgałęzizerwałsięspłoszonypuchacz
iodleciałprzeztunelzdrzewjakbywzwolnionymtempie.Bajka
zastrzygłauszami,Witoldpogładziłposzyiicichorzekłprosto
dojejucha:
Sowysięboisz?Ejże,zobacz,jakaonaprzestraszona,ucieka
pióralecąnadrogę.
Wyjechalinaotwartepolewchwili,gdysłońceróżowympasem
oświetlałowysokiekoronydrzew.Ptakinadobrerozśpiewałysię,złote
zbożelekkofalowałokołysaneporannymwiatrem.
Ihhha!Galop,Bajka,galop!Szybciej,cosiętakwleczemy?
Zobacz,jakiporanek!Jakwrajuuuu!Witoldmocnościsnąłklacz
udami,potemuniósłsięwstrzemionachirozpocząłszaleńczygalop