Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Prolog:osobistahistoria
Boże,użyczmipogodyducha,abymgodziłsięztym,
czegoniemogęzmienić,
odwagi,abymzmieniałto,comogęzmienić,
imądrości,abymodróżniałjednooddrugiego.
Niejesteśsam.Niejesteśsama.Znamotchłanieuzależnieniaiwiemcośowracaniu
dozdrowia.Znamtozwłasnegodoświadczenia,aletakżejakonaukowiec,badacz
iterapeuta.Dlategowtejksiążcewiadomościnatematzdrowienia,jakieoferuje
nauka,przeplatająsięzewspomnieniamimojejwłasnejdrogidotrzeźwościiludzi,
którychnaniejspotkałem.
Dozdrowiadochodziłempowoli,niczymdziecko,któreuczysięstawiaćpierwsze
kroki.Bywałydni,kiedynajlepsze,comogłemzrobić,tousiąśćsobienarękach.
Nauczyłemsięcenićnawettakiedni.Siedzenienarękachchronibowiemprzed
robieniembałaganu,którypotemtaktrudnoposprzątać.
Wstąpiłemnawspomnianądrogękilkadekadtemu.Zimą1985rokuprawienie
sypiałem.Leżałemnapodłodzewłaziencekompletnierozbity,samjakpalec
wpogrążonymwciszydomu.Leżąctak,pomiędzyjednymatakiemwymiotów
adrugim,czułem,żejestemwsytuacjibezwyjściażetkwięwpotrzaskumiędzy
absolutnąniemożnościądalszegopiciaaabsolutnąniemożnościązerwaniaztym.
Czułemnapoliczkuchłódlinoleumidobrzemitorobiło.Kiedywśrodkunocy
kompletniesponiewieranyleżałemwłazience,chwilowewytchnieniedawało
miwłaśnieprzyciskaniepoliczkadozimnejpodłogi.Całymójświatkurczyłsiędotego
skrawkachłodnegolinoleum.Niepotrafiłemwyjśćzłazienki,gdyżnatychmiast
opadałmniepotwornylęk.Każdapróbapodniesieniasięzpodłogizcałąjaskrawością
przypominałamiwszystko,cozrobiłemiczegożałowałem,atakżewszystko,czego
niezrobiłemiczegożałowałemjeszczebardziej.
Takibyłpoczątek.Odtądróżniludziezaczęlimnieuczyćakceptacjiidystansowania
sięodmyślinawłasnytemat,atakżewyzwalaniasięzwłasnychograniczeń
iotwieraniananowemożliwości.Centymetrpocentymetrzedźwigałemsięzpodłogi
iwkońcuzdołałem„wyjśćzłazienki”.Zaangażowałemsięwotaczającymnieświat
wcałkiemnowysposób.Zakażdymrazem,gdymyślęotym,dokądprzezlata
zaprowadziłymnieakceptacja,otwartośćizaangażowanie,muszęsięuszczypnąć.
Nigdyniewyobrażałemsobie,żepoznamipokochamtyluludzizcałegoświata,tyle
nowychmiejsc,tylenowychidei.Spotkałemwieleżyczliwychosóbdostrzegających
wemniepotencjał,któregojaniewidziałem.Terazsammamtenprzywilej,żewidzę
winnychludziachsiłę,pięknoipotencjał,którychoniniepotrafiliwsobiedostrzec.
Odczasutejstrasznej,jałowejzimy1985rokuprzeżyłemwiele,wieledni,kiedy
najlepsze,comogłemzrobić,tousiąśćsobienarękach.Dzisiajuważam,żebyły
todobredni.Wszystkieonedoprowadziłydotego,żejestemtuterazztobą.
Odpocznijtrochę.Jeszczenawszystkobędzieczas.Dzisiajmożemypoprostu
posiedziećrazemnarękach.Dziękitemujutrobędziemniejbałaganudosprzątania.
Razemwstaniemy,posprzątamyizajmiemysięcodziennymisprawaminajlepiej,jak
potrafimy.
Skorodziśmamydzieńsiedzenianarękach,topotraktujtojakoćwiczenie.
Zpewnościąktóregośdniaktośwpotrzebiezawołacięnapomoc.Niebędziesz
wstaniecofnąćczasuwświecietejosobynieożywiszjejzmarłychrodziców,nie
przywróciszzaprzepaszczonychszansiutraconychmiłości,takjakniemożeszcofnąć