Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁCZWARTY
Margedośćmgliściepamiętałatedobreczasy,kiedy
opierwszejwnocyzdarzałojejsięspać,ale
oddwudziestulat,odkądzaczęłapracowaćwwydziale
zabójstw,dzwoniącyotejporzetelefonnieodmiennie
byłsygnałemprzywołującymnamiejsceprzestępstwa.
Wszystkiezbrodniebyłypotworne,aleniektórejeszcze
gorszeodpozostałych.
WrazzOliveremzajęcibyligromadzeniemdowodów.
Pośródbałaganuirozmaitychobrzydliwościznaleźli
kilkaśladów,któremogływskazywać,cotusię
wydarzyło.Margedostrzegła,żewkupieodchodówcoś
błysnęło,iodgadła,cotomożebyć,jednakprzeztojej
zadanieniestałosięaniodrobinęprzyjemniejsze.
–Chybaniemuszętegorobić?–Pytanieskierowane
doOliveraniebyłoretoryczne.–Jestemwyższarangą
niżty.
–Okej,zgadzasię,alepozatymmniekochasz.
–Nieażtak.
Zapadłomilczenie.
–Będziemyrzucaćmonetą?–zasugerowałwkońcu
Oliver.
Margewyciągnęłaztorebkićwierćdolarówkę,
wyrzuciławgórę,pochwyciłająispytała:
–Cowybierasz?
–Reszkę.
Klepnęłamonetąowewnętrznączęśćprzedramienia
icofnęładłoń.GeorgeWashingtonpatrzyłprosto
nanią.