Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ukochanącóreczkątatusia.Kiedydostałnowąpracę,
zmieniłsię:nadalmniefaworyzował,alewinnysposób,
agdywracałdodomu,zupełnienasignorował.
NaJake'aczasempatrzyłtak,jakbychciał,byzniknął.
Robiłomisięwtedytakprzykro,żebolałmniebrzuch.
−Dzieńdobry,tato–odpowiedzieliśmychórem
iwtejsamejchwilidojadalniweszłamama
zzapiekankąitalerzemchlebkówczosnkowych.
−Wyglądazachęcająco,Margaret.–Ojciecpochwalił
jedzenie.
Zaczęliśmyjeśćwciszy,ajastarałamsięzabardzo
niewiercić.
−Jaktambyłowszkole,synu?–Ojcieczwróciłsię
doJake'a,atenzdziwionypodniósłnaniegowzrok.
−Dobrze,dziękuję.Próbujęsiędostaćdodrużyny
hokejairazemzLiamem…−podjął.
Ojciecpokiwałgłowąiprzerwałmuwpółsłowa.
−Toświetnie.Auciebie,Amber?–zapytał,
przenoszącnamniewzrok.
Onie.Pilnujsię.Nieplećbzdur.
−Dziękuję,dobrze–opowiedziałamnieśmiało.
−Głośniej,dziecko!–wrzasnął.
Zamarłam,zastanawiającsię,czymnieuderzy,czy
wyśledołóżkabezkolacji.
−Wszkolebyłodobrze,dziękuję–powtórzyłam
niecogłośniej.
Ojcieczmarszczyłczołoizwróciłsiędomamy,która
znerwówwykręcałasobiepalceiprzygryzaładolną
wargę.
−AtyMargaret,codzisiajrobiłaś?–zapytał,
przeżuwając.